Rzeczy mają mi służyć, a nie przytłaczać mnie i zabierać mój cenny czas na dbanie o ich dobrostan (np. odkurzanie). Z tego powodu staram się ograniczać do minimum nie tylko utensylia kuchenne, pościel czy ciuchy oraz buty, ale także kosmetyki. Jak to zrobiłam? Poznaj 8 reguł, które pozwoliły mi na uszczuplenie moich kosmetycznych zapasów oraz sprawiły, że przestałam gromadzić nowe.
Poznaję siebie
Trendy zmieniają się z prędkością światła. Nie da się mieć wszystkiego. Na szczęście, nie wszystko pasuje wszystkim. I to jest klucz do sukcesu. Najlepiej po prostu wiedzieć, co mi służy i w czym mi dobrze. Niestety, droga do odkrycia urodowych Graali usłana jest wpadkami.
Każdy zakup – nieważne czy trafiony czy nie – przybliża mnie do poznania siebie. Pozbywam się kosmetyków, które mi nie pasują lub wymagają specjalnych zabiegów, aby ich użyć. Wyrzucając taki grat, czuję się od razu lepiej – mam kłopot z głowy oraz nauczkę na przyszłość.
Zachcianki i potrzeby
Rozróżniam zachcianki i potrzeby. Mam 3 kremy do twarzy, ale żaden nie jest dobry? Mam potrzebę. Kupię nowy, ale najpierw zrobię research, poproszę o próbkę (nie w tej aptece, to w innej albo na Allegro), przyłożę się do odnalezienia czegoś, co będzie spełniać moje wysokie wymagania.
Zachcianki pojawiają się wtedy, gdy wpadam do Rossmanna niby tylko po proszek, ale jakoś tak zahaczam o makijaż i wychodzę ze szminką, której nawet nie miałam jak przetestować. A czy Ty w ogóle wiesz, jak się kupuje szminkę?
Limity – tak, abstynencja – nie
Taktyki na posiadanie mniejszej ilości rzeczy są różne, ale całkowite unikanie tematu, który lubię, czyli kosmetyków i perfum, nie daje spodziewanego rezultatu. W chwili słabości rzucam się na dowolną promocję w sklepie i znów mam niezłe zapasy w łazience.
Lepiej wystawiać się na pokusy, ale z narzuconymi sobie limitami. Oglądam, bo chcę wiedzieć, co w trawie piszczy. Kupuję, dopiero, gdy coś przetestuję sama i gdy naprawdę tego potrzebuję. W moim przypadku dobrze sprawdza się także zasada kupowania jednej, droższej rzeczy raz w miesiącu, np. kremu, palety cieni czy perfum. Taki wyczekany zakup jest zwykle dobrze zaplanowany.
Dotknę, zanim kupię
Nie rzucam się na paletę cieni, bo tak pięknie wyglądają na oczach ulubionej youtuberki. Dwa głębokie wdechy. Jeśli mi się tak bardzo podobają, prawdopodobnie mam już w swojej kolekcji coś podobnego. Wystarczy uzupełnić pojedynczym cieniem, który aktualnie jest na topie.
Nie jestem członkiem
Wypisałam się z newsletterów. Nie mam kart lojalnościowych w drogeriach. Jeżeli czegoś chcę, kupię to i zapłacę pełną cenę, bo tego potrzebuję. Jeżeli dostałabym rabat, uzasadniłabym nim zakup zachcianki. I jeszcze jednej, bo od iluśset złotych wysyłka gratis albo inna kosmetyczka za darmoszkę.
Omijam promocje i czekam na… promocje
Promocja promocji nierówna. Omijam wszelkie akcje w stylu kup roczny zapas, a my za 1 zł dołożymy ci drugi roczny zapas. Korzystam z prostych obniżek, które nie łączą się z wydawaniem określonych kwot, aby z nich skorzystać.
Zapasy na czas wojny
Po co mi kilka sztuk żelu pod prysznic w litrowym opakowaniu? Idzie wojna? Chomikowanie jest moim wrogiem, bo po pierwsze, nie mam miejsca na zapasy, po drugie, łatwo o nich zapomnieć, po trzecie, jak wreszcie skończy się ten żel pod prysznic o zapachu wanilii, wezmę z półki… żel o zapachu wanilii. Jasne, że nie! Na pewno kupię jakiś inny, a ten waniliowy dalej będzie czekał w szafce.
Wyłom w zasadach
Od czasu do czasu świat się nie zawali, jeżeli zdecyduję się na kupno czegoś nieplanowanego. Wycofują moją serię szminek? Perfumy, które pokochałam są edycją limitowaną? Dawno sobie czegoś nie kupiłam? Tylko z umiarem! Nie jak pies spuszczony z łańcucha. Powolutku, Anusiu, powolutku.
Co o tym myślisz?
Czy takie taktyki mają szansę powodzenia? Czy masz dużą kolekcję kosmetyków? A może wcale nie stanowi to dla Ciebie problemu?
Czego mam za dużo? Mazideł do ciała. Kupowanych zawsze według zasady: „Powinnam się smarować”, choć wiem, że z tym to u mnie bardzo nieregularnie. Jest więc postanowienie: dobry peeling do ciała z olejową bazą, żeby za jednym razem załatwić 2 kosmetyczne sprawy. A kiedy ten peeling? Kiedy wreszcie zużyję 3 tuby mazideł do ciała… No sama się w to nieszczęście wpędziłam, sama…
Autor
Na błędne koło mam taki trik: nietrafione produkty zużywam jako kremy do rąk – jeden stoi przy zlewie w kuchni, jeden przy komputerze. Schodzą powoli, ale fakt, że znalazłam im nowe zastosowanie robi miejsce na nowy, lepszy kosmetyk.
Mam podobnie. Zwalczyłam zalew kosmetyków i usunęłam (prawie) wszystkie zbędne. Na co dzień i tak używam tylko podkładu, różu i tuszu do rzęs. Generalnie staram się dbać o siebie w wersji „low maintenance”, na więcej i tak nie mam czasu.
Kiedyś znajoma zobaczyła w mojej łazience krem i zapytała, czy jest godny polecenia. Odpowiedziałam, po chwili namysłu, że nie wiem, używam 4 w jednym czasie. I to mi dało do myślenia.
Autor
Ciężko znaleźć coś, co spełni wszystkie nasze oczekiwania, ale 4 kremy naraz to rzeczywiście nadmiar. W szczytowym momencie miałam otwartych 11 różnych kremów do twarzy. Na szczęście to już pieśń przeszłości.
Mam inną, złotą zasadę: kupuję najlepsze, na jakie mnie stać. Brzmi to snobistycznie, ale nie chodzi o to, aby wydawać dla zasady. Po prostu nie kupuję kosmetyków tylko dlatego, że są tanie. Jeśli mam wydać więcej, zastanowię się dwa razy i kupię rzadziej. Koniec końców wydaję podobne kwoty, ale rzeczy jest mniej.
Kolejna sprawa to regularne przeglądy kosmetyczki. Bez nich się nie obejdzie. Jeśli kosmetyku nie użyłam w ciągu ostatnich 6 miesięcy, pozbywam się ich bez żalu.
Autor
Czyli inwestujesz w jakość i robisz przemyślane zakupy. To też bardzo dobra strategia.
Wstałam i poszłam do łazienki policzyć moje żele pod prysznic. Jest ich 7. Kupuję je dokładnie w tym mechanizmie, o którym piszesz. Drugi jest gratis. Jak zużywam pierwszy wchodzi jakaś nowość, zmienia się pora roku i ja chcę teraz inny zapach żelu, więc kupuję kolejny. I teraz mam 7 nowych żeli pod prysznic.
To samo jest z konturówkami do oczu i paletami cieni do powiek. Nie zużyję tego do końca życia.