Skórę przed słońcem należy chronić cały rok – to wie każda z nas. Ja terroryzuję swoich bliskich i zimą, i latem biegając za nimi z tubką kremu z filtrem. Dotychczas używałam powszechnie dostępnych kremów drogeryjnych, ale od niedawna stosuję krem Epionce z wysokim filtrem SPF 50*. Jest różnica i to ogromna.
Filtr filtrowi nierówny
Moją główną motywacją przy stosowaniu filtrów przeciwsłonecznych jest zdrowa i później starzejąca się skóra. Oczywiście wiem, że żaden krem nie ochroni mnie w 100 procentach przed promieniowaniem UV. Na działanie ochronne filtrów przeciwsłonecznych składają się trzy mechanizmy: „filtry chemiczne, które pochłaniają promieniowanie UV, filtry fizyczne, które odbijają promieniowanie, filtry biologiczne, które zmniejszają stan zapalny poprzez blokowanie odpowiedzi zapalnej ze strony organizmu lub wzmacnianie biologicznych procesów naprawczych” (cyt. za ulotką informacyjną producenta).
Aby filtr przeciwsłoneczny ochronił skórę przed promieniowaniem UV, musi być stabilny, tzn. zachowywać swoje właściwości jak najdłużej. I to jest najważniejsza cecha kremów z filtrem a zarazem główny powód ich wysokiej ceny.
Jak stosować krem z filtrem?
Krem z filtrem chroniąc skórę przed promieniowaniem nie wnika w nią. A więc o poranku kolejność nakładania kosmetyków powinna być taka: krem, filtr, makijaż. Dlaczego? Obrazowo rzecz ujmując, krem działa na głębsze warstwy skóry, a więc wnika w nią, filtr pozostaje na powierzchni broniąc dostępu do skóry, produkty do makijażu mają niewielkie działanie pielęgnacyjne, liczą się natomiast ich właściwości koloryzujące. Ważne, aby po nałożeniu kremu odczekać, aż się wchłonie, potem nałożyć filtr i bezpośrednio po nim podkład do makijażu.
Moja ocena
Krem Epionce jest chyba idealny – nie znalazłam nic, co by mi w nim nie pasowało. Od początku zachwyciła mnie konsystencja: lekka, ale nie wodnista oraz zupełny brak zapachu. Do tych dwóch właściwości kremów do opalania mam największe uwagi: dotychczas używane przeze mnie produkty były za gęste, za tłuste, aby mogły być bazą pod makijaż i wszystkie „śmierdziały” w specyficzny sposób.
Filtr przeciwsłoneczny Epionce jest świetną bazą pod makijaż, szybko i całkowicie stapia się ze skórą, nie zatyka porów i nie powoduje powstawania zaskórników, co w moim przypadku jest częste przy zbyt dużej ilości kosmetyków nałożonych na twarz. Epionce sprawdził się idealnie podczas zimowego wypoczynku na stoku: makijaż nietknięty, skóra chroniona.
Filtr jest silnie wodoodporny.
Składniki filtru przeciwsłonecznego Epionce: homosalat i oktysalat (filtry chemiczne), tlenek cynku (filtr fizyczny), wyciągi z pianki łąkowej (meadowfoam), krokosza barwierskiego, daktyli i lnu (filtry biologiczne). Nie zawiera parabenów.
Epionce jest amerykańską marką, która ma na swoim koncie kilkanaście patentów. Poza filtrami słonecznymi produkują dermokosmetyki pomocne w.in. w walce z łuszczycą, trądzikiem czy keratosis pilaris, czyli zaburzeniem rogowacenia naskórka, z czym i ja się zmagam. Zainteresował mnie krem lityczny, który może się okazać pomocny.
A filtr przeciwsłoneczny Epionce polecam.
Cena: 149 zł za 75 ml do kupienia w dermstore.pl
* Wpis sponsorowany