Mrożące krew w żyłach historie o spartaczonych zabiegach w profesjonalnych gabinetach zawsze trzymały mnie w ryzach i nie pozwalały na zachcianki, owocujące oddawaniem się w ręce „eksperta”, który dwa dni temu skończył kurs pracy z tokarką.
Moje złe doświadczenia zaczynają się i kończą na renomowanym salonie fryzjerskim. Weszłam po delikatne przygaszone złote refleksy na czekoladowych włosach, wyszłam spłakana, ruda i „chudsza” o ponad 200 zł. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy postanowiłam się przefarbować. Po tym traumatycznym wydarzeniu tułałam się kilka lat po równie renomowanych salonach wrzeszcząc od progu, że ja chcę tylko cięcie i niech mi nie proponują nawet mycia głowy. W końcu znalazłam swojego fryzjera, którego dla sportu zdradzam raz na pół roku.
W każdym mieście w lokalnej prasie można znaleźć historię z serii: z księżniczki w rozjechaną ropuchę. Ostatnio czytałam w małopolskim „Dzienniku Polskim” o potwornościach, jakie za własne pieniądze zafundowała sobie pewna krakowianka tuż przed ślubem. Część tej historii opisano na Onecie – „Dziennik Polski” ma płatne archiwum, przez które nie mogę się przegrzebać w poszukiwaniu tej historii :-(
Opłakana w skutkach wizyta u fryzjera miała miejsce kilka lat temu. Kobieta wciąż leczy placek martwej skóry na głowie i stara się wyhodować wystarczająco dużo owłosionej skóry, którą można by przeszczepić w miejsce martwego naskórka. Skórę taką hoduje się poprzez wszczepienie pod zdrową owłosioną skórę na głowie jakiegoś czegoś, co wystaje z czaszki jak jakiś obcy. No, koszmar.
A Wy? Doświadczyłyście kiedyś na własnej skórze niekompetencji „eksperta”? Komentarze do Waszej dyspozycji.
Anonimie a na Twoich lekcjach języka polskiego nie wspominano o używaniu wielkiej litery? Zasada pierwsza – stosujemy ją na początku zdania. Pozostałe zasady znajdziesz w NSPP. Nie będę za Ciebie lekcji odrabiać. Odwiedzam tę stronę po raz pierwszy. Widzę, że Roo… i Anonim kipią zazdrością i krytykują wiele zamieszczonych tutaj tekstów (więcej wpisów jest autorstwa Anonima oczywiście). Macie swoje blogi i boicie się konkurencji? Może nie lubicie autorki i koniecznie musicie jej „dokopać”? Jest proste rozwiązanie – załóżcie własne strony i róbcie to lepiej niż Autorka zalotki. A jeśli jej praca Wam się nie podoba, to po co to czytać?
Roo i Anonim! Nie złapałyście konwencji…. :-(
literowka? dziewczyno ty wiesz co to jest literowka? literowek nikt by sie nie czepial bo tak jak mowisz – zdarzaja sie kazdemu ale moim zdaniem to jest raczej ubogi slownik.. twoj ubogi slownik.. no i popieram kolezanke.. artykuly tu sa baaaardzo malo profesjonalne.. pisze je ktos kto nie ma o pisaniu zielonego pojecia.. a na lekcjach j. polskiego spal bo nawet nie wie co to literowka.. zal dziewczyno….zal
Oj tam, oj tam :-) Literówka się każdemu zdarza, a nieprofesjonalne to jest to: http://gniewomir.pinger.pl/m/690065/ja-pierd***,-kupa-zabitych
niestety muszę stiwerdzić,iż bardzo nieprofesjonalne są te artykuły „na głowie jakiegoś czegoś, co wystaje z czaszki jaki jakiś obcy”