LSD w komentarzu poprosiła o ustosunkowanie się do niepochlebnej opinii o maskarze Deborah Black&Long oraz o zdjęcie szczoteczki. Służę :-)
Mam wrażenie, że ja i użytkowniczka wizaz.pl używałyśmy zupełnie innego produktu. Tę maskarę kupiłam po raz trzeci. Jestem z niej naprawdę zadowolona. Ale do rzeczy.
Szczoteczka jest średniej grubości, ma włoski różnej długości. Nie wymaga ocierania szczoteczką o krawędź opakowania (brr, nienawidzę tego…). Doskonale rozczesuje rzęsy, nie ma grudek, nie skleja. Malując rzęsy wykonuję ruchy lewo-prawo i w górę. Wtedy nie osadza się zbyt dużo tuszu i ta porada dotyczy każdej maskary.
Na co dzień używam jednej warstwy tuszu – moje naturalne rzęsy są jasne, więc jedna warstwa wystarcza. Ale na wieczór spokojnie mogę nałożyć więcej – oczy zyskują ciemną oprawę.
Co do plam z tuszu na dolnej powiece. Ja nie maluję dolnej powieki tuszem. Używam kredki, którą „zagęszczam” rzęsy. Robię tak z dwóch powodów – nałożenie o poranku idealnej ilości tuszu na dolne kępki graniczy z cudem. Po drugie: każdy tusz – poza wodoodpornym – odbija się na mojej dolnej powiece, bo taki jej urok. Ten sam tusz na rzęsach mojej mamy czy koleżanki zostaje na miejscu.
Nie zauważyłam, żeby rzęsy wypadały mi po użyciu tego czy innego tuszu.
Ja go polecam.
Wybacz zdjęcia – robiłam je, gdy było już późno. Zajrzyj tu wieczorem – dorzucę zdjęcie pomalowanych rzęs :-)
Dziękuję :* Jesteś boska :)
Szczoteczka jak najbardziej mi odpowiada. A żeby rzęsy nie wypadały dobrze jest pielęgnować powieki świetlikiem w żelu, do kupienia w aptece dosłownie za grosze.
W wolnym czasie pójdę jej szukać w moich drogeriach. :)