To obrazoburcze zdanie wypowiedział perfumiarz Christopher Brosius. Brosius ma odwagę powiedzieć, że to, czym zachwyca się cały świat, dla niego jest smrodkiem. Mówi wprost: „Nie znoszę perfum. Perfumy zbyt często są zwiewnym gorsetem opinającym wszystkich w ten sam mało elegancki sposób.” I szybko dodaje: „Kocham perfumy. Kocham być perfumiarzem.”
Brosius to rzemieślnik rodem z powieści „Pachnidło”. Jego ostatnia kolekcja Rare Flowers to – jak do tej pory – sześć zapachów, z których każdy bazuje na jednym kwiecie. Brosius pozyskuje cenne esencje zamiast tworzyć ich syntetyczne odpowiedniki. To oczywiście bardzo droga zabawa, ale na pewno klientela dopisuje.
Nigdy nie spotkałam żadnego z jego cennych wyrobów, ale od dziś będę się bacznie rozglądać. Tymczasem pozostaje mi wywiad z perfumiarzem w magazynie Interview. Jedną z ciekawostek, o których wspomina, jest różnica pomiędzy naturalnym olejkiem wydestylowanym z kwiatów, a jego syntetyczną kopią. Otóż dobry perfumiarz, aby odtworzyć zapach kwiatów użyje 25-50 różnych chemikaliów, podczas gdy prawdziwy zapach kwiatu tworzy 1-1,2 tys. molekuł.
Brosius jest oddany swojej pracy i chołubi jej efekty, ale trzeba przyznać, że większość adresowanych do kobiet dóbr – butów, torebek, ciuchów, perfum i kosmetyków do makijażu odmienianych przez każdą porę roku i kolejne reedycje – jest nam nie tyle niepotrzebna, co po prostu brzydka.
Polecam wywiad. Jest długi, więc trzeba sobie zrobić kawę.