Dziś pierwszy dzień wiosny, więc żegnam zimę recenzją perfum ciepłych, otulających, lekko orientalnych,głębokich i bardzo kobiecych.
Ambar Jesus del Pozo to nie nowość (2010 r.), ale tej zimy przekonałam się do tego zapachu na dobre. Orientalno-kwiatowo-drzewny, trwały, otulający, kobiecy. Jest blisko skóry przez cały dzień, delikatnie wyczuwalny przy każdym ruchu. Intensywny i głęboki, ale nie pudrowy. Otwarcie ma wręcz rześkie, lecz nie chłodne.
Pierwsze nuty głowy to kardamon, bergamotka i mandarynka. W nucie serca otwierają się irys, peonia i herbata, a w bazie mamy prosty jałowiec wirginijski, aromatyczną szałwię i balsamiczny bursztyn.
Uroku tym perfumom dodaje opakowanie – szklany flakon odlany na kształt nieregularnego kawałka bursztynu. W pięknym nasyconym kolorze.
Ambar to przyjemna, udana i nowoczesna kompozycja. Zapach mógłby być niemal męski, gdyby nie odrobina kwiatowej słodyczy, która kładzie się cieniem na całej kompozycji i stanowczo wyklucza mężczyzn z grona „nosicieli”. Zdecydowanie jest to zapach zimowo-jesienny. W letnie popołudnie mógłby się okazać niebezpiecznie duszący. To ostatni moment, aby go założyć: niby wiosna, słońce, ale wciąż tylko 6 stopni.
Właśnie takie perełki lubię odkrywać.