Powąchałam perfumy Hermes Un Jardin en Mediterranee i przeniosłam się hen daleko na południe Europy, gdzie powietrze drży w upale, a łąki pachną lawendą i ziołami. Dawno nie nosiłam tak sprecyzowanej kompozycji przywodzącej na myśl konkretne miejsce i jednoznacznie wybrzmiewającej przez cały dzień. Perfumy to niby jedynie doznanie olfaktoryczne, ale w tym wydaniu niezwykle sugestywne. Wystarczy zamknąć oczy, a wspomnienia z wakacji ożywają. A może ja po prostu tak tęsknię za Południem?
Bujny śródziemnomorski ogród Hermes jest przytłaczający i zarazem orzeźwiający dzięki gorzkim akordom ziół i drzew. Pierwsze nuty, czyli cytrusy i bergamotka, rozbudzają. Nuta serca otwiera się kwiatem pomarańczy i białym oleandrem. W bazie panują piżmo, cyprys, figowiec, jałowiec i pistacje, których zupełnie nie czuć. Całość tworzy drzewno-zieloną, lekko gorzkawą aurę. Balans między nieznośną lekkością słodkawych nut a przyjemnie chłodnymi akordami cytrusowymi jest tak wyważony, że nie można orzec jednoznacznie czy są to perfumy pełne energii czy może jednak bardziej osiadłe w gęstym powietrzu południa.
Un Jardin en Mediterranee to wspaniałe perfumy na dzień, zwłaszcza wiosną i latem. Powstały w 2003 roku (gdzie ja byłam przez ten czas?!). Inspiracją do stworzenia tej kompozycji był tunezyjski ogród należący do Leili Menchari, która projektuje słynne chusty Hermes oraz stoi za wieloma spektakularnymi aranżacjami okien wystawowych w paryskim butiku Hermes. Mimo tej egzotycznej proweniencji, perfumy kojarzą mi się z włoskim popołudniem na prowincji.
Dlaczego te Hermesy są w takich dużych pojemnościach tylko! Jakie te zapachy są piękne. Ja mogłabym na 30 ml odłożyć ale nie produkują takich. Buuu :(