Gdy kupiłam swój pierwszy korektor mineralny Blush Away Lily Lolo, nie sądziłam, że uda mi się go zużyć. Kosmetyk jest wydajny, a ja na co dzień zakrywam nim niewielką zmianę naczynkową na szyi. A jednak! Zużyłam i właśnie dotarło do mnie świeżutkie, kolejne opakowanie.
Korektor Lily Lolo Blush Away – mineralny kamuflaż na zaczerwienienia, popękane naczynka i wypryski
Blush Away ma zielony pigment i „gasi” zaczerwienienia. Jego ogromną przewagą nad jakimkolwiek innym zielonym korektorem, jakiego do tej pory używałam, jest to, że w ogóle nie zostawia na skórze warstwy. Inne korektory tak właśnie robią, co jest zalążkiem powstania maski na skórze.
Ponadto korektor ma świetne krycie i bardzo dobry odcień zieleni – po prostu nie widać go na skórze. Wiem, co mówię. Patrzcie, jak różne mogą być zielone korektory:
Lily Lolo bardzo dobrze łączy się z korektorem lub podkładem. Nie przyciemnia tych produktów ani nie zmienia koloru na ziemisto-szary. Ma matowe wykończenie, więc tuszuje, a nie podkreśla zmiany skórne.
Korektor jest kosmetykiem z nurtu naturalnych i nie zawiera talku, parabenów, konserwantów. Same plusy!
Cena: 52 zł za 4 g
Zielony korektor – jak go używać
Można na podkład, ale ja robię to inaczej:
- Najpierw korektor Lily Lolo.
- Potem korektor Sephora High Coverage Concealer Natural Finish, który ma bardzo jasny beżowy kolor bez różowego tonu.
- Na koniec odrobina pudru dla utrwalenia wszystkiego.
Zarówno Blush Away, jak i korektor Sephora nakładam za pomocą gąbeczki Beauty Blender. To zapewnia nałożenie cienkiej warstewki i daje naturalny efekt.