Byłam w szpitalu. Wiadomo, że do szpitala nie chadza się odpocząć i że pobyt tam jest gwałtem na samopoczuciu. Aby poczuć się jeszcze gorzej, pacjenci w szpitalu są upupieni przez całodniowe przebywanie w piżamie. Dla-cze-go?
Istnieją stroje domowe, komfortowe, np. dres. luźny t-shirt i legginsy. Tak ubrany pacjent jest jednak kuriozum w polskich warunkach. – Dlaczego pani jest w cywilnych ubraniach? – zapytał lekarz podczas obchodu na mój widok. Cywilne ubranie? Dres to cywilne ubranie? A w szpitalu obowiązuje przecież mundurek – piżamka, kapciuszki, rozmemłanie.
Poranne ogarnięcie się, nawet w rzeczywistości szpitalnej (mówię tu oczywiście o pacjentach mogących się samodzielnie poruszać) jest przejawem walki o zdrowie, wyzwaniem, którego nie można sobie odpuszczać. Zmiana stroju, poranna toaleta przed obchodem – to nie jest dużo, jeśli jesteśmy na siłach.
Pobyt w szpitalu to czas zawieszony, wyrwany z reżimu dnia codziennego. Nie wymaga się tu ułożonych włosów czy makijażu. Oczekuje się, że pacjent się zadomowi i będzie się włóczył całymi dniami w piżamie. Otóż ja przeciw temu zwyczajowi protestuję. Szpitalny korytarz to jednak wciąż miejsce publiczne.