O co chodzi w nowej ustawie kosmetycznej?

Z początkiem roku wchodzi w życie tzw. ustawa kosmetyczna. Co dokładnie się zmieni i jaki wpływ na zawartość naszych kosmetyczek będzie miała nowa legislacja?

Ustawa o prouktach kosmetycznych dostosowuje polskie przepisy do unijnych regulacji. Są to zmiany, które doprecyzowują już istniejące dobre przepisy, ale i wprowadzają zupełnie nowe rzeczy. Przykładowo, w ustawie pojawiły się kary pieniężne sięgające 100 tys. zł dla nieuczciwych producentów kosmetyków. Ponadto produceni kosmetyków mają obowiązek zgłoszenia swojej działności do specjalnego wykazu zakładów, który jednak nie będzie publicznie dostępny. W ustawie powołano także System Informowania o Ciężkich Działaniach Niepożądanych Spowodowanych Stosowaniem Produktów Kosmetycznych. 

Świadomość większej odpowiedzialności spadającej na producentów to jedno, ale w jaki sposób ustawa wpłynie na konsumentów? W znacznym, choć może niezauważalnym, bo po pierwsze wiele firm działa uczciwie i stosuje się do unijnej regulacji, a po drugie, ustawa daje producentom 9 miesięcy na wprowadzenie zmian.

Najbardziej istotną zmianą jest to, że z opakowań będą musiały zniknąć wszystkie stwierdzenia niepotwierdzone w badaniach opisanych w odpowiedniej dokumentacji, np. że krem wyszczupla, a wiadomo, że krem może co najwyżej ujędrniać.

Z etykiet będą także musiały zniknąć oczywistości. I tu ciekawostka: nie zobaczymy już na kosmetykach informacji o nietestowaniu ich na zwierzętach. Dlaczego? Prawo unijne zabrania takich testów. Wszystkim. Żaden kosmetyk kupiony w legalnym obrocie w UE nie może być testowany na zwierzętach. To, że ktoś wspomina o tym na swojej etykiecie jest przejawem nieuczciwej konkurencji, bo może stawiać innych producentów w złym świetle. Tymczasem jest to zwykły zabieg marketingowy.

Lcizę, że ustawa ukróci także inne obietnice. Mówię tu o sytuacjach, gdy producent na etykiecie wymienia listę składników, których nie używa (bez GMO, glutenu, parabenów, SLS, SLES, barwników, konserwantów etc.), a tymczasem rzeczywistość jest taka, że danego typu składnika w ogóle nie stosuje się w danym rodzaju produktu lub dany składnik jest zakazany.

Niestety, wciąż nie ma regulacji dotyczących kosmetyków naturalnych. Na ujednolicenie tej definicji trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Komentarzy: 2

  1. Panna Lann
    5 stycznia 2019 / 12:48

    Nie słyszałam o tych zmianach. Jak oceniasz, droga Zalotko, czy w Polsce kosmetyki są zgodne z tymi unijnymi dyrektywami?

    • Zalotka.pl
      Autor
      7 stycznia 2019 / 11:24

      Uważam, że mamy zupełnie dobre opisy kosmetyków. Nowe marki, zwłaszcza naturalne, zwykle nie obiecują gruszek na wierzbie. Jest jeszcze sporo do zrobienia wśród kosmetyków ze średniej półki, które „wyszczuplają” albo „są inteligentne”.

      Największe obawy mam zwykle wobec kosmetyków azjatyckich. Są modne i są wszędzie. Nic a nic nie wywnioskuję z nieznanych mi liter, a polska naklejka zawiera nazwę produktu, np. maseczka w płachcie i dane importera czy dystrybutora. Wtedy rezygnuję z zakupu. Kilka razy natknęłam się na produkt źle opisany po polsku, np. maseczka peelingująca miała naklejkę maseczki nawilżającej, ale wtedy mogłam się posiłkować znajomością angielskiego, podstawową znajomością francuskich terminów lub nawet słownikiem Google. W przypadku produktów z Azji nie mam tej możliwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.