Doroczna nowojorska Met Gala jest wielkim wydarzeniem towarzyskim. Podczas przyjęcia, na które wejściówka kosztuje 25 tys. dolarów od osoby, zbierane są fundusze na działalność Instytutu Kostiumologii Metropolitan Museum of Art. W zeszłym roku uciułano 9 milinów dolarów. Przy okazji zamieszania na czerwonym dywanie otwierana jest nowa wystawa. Co roku gali towarzyszy temat przewodni. W tym roku uhonorowano Charlesa Jamesa, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Całej tej modnej imprezie szefuje Anna Wintour, która jak zwykle miała na sobie pastelowy strój.
Mówi się, że Met Gala jest barometrem świata mody, miejscem połowu nowych trendów i widownią wielkich wpadek. Kiedy oczy przyzwyczają się już do blasku odbijającego się od diamentowych naszyjników, okaże się, że wśród tych wszystkich strojów jest niewiele naprawdę pięknych.
Prawdopodobnie redaktorki mody zachwycą się jakimś dziwadłem w tiulu i koralikach – mają prawo. Mnie najbardziej podobały się klasyczne formy. Nie czuję mody na krótkie topy i powrót do pokazywania brzucha. Kolorowe i połyskliwe suknie na ramiączkach z rozcięciem po pachwinę też nie trafiają w moją estetykę. Cóż ja poradzę, że lubię klasykę z odrobiną koloru. Ale odrobiną. I bez tej zakładki i tamtej kokardki.
Najpiękniejsze:
Od lewej: Charlize Theron, Dior; Beyonce, Givenchy; Taylor Swift, Oscar de la Renta; Anna Kendrick, J. Mendel; Emmy Rossum, Carolina Herrera; Selena Gomez, Diane von Furstenberg; Dree Hemingway, Proenza Schouler; Rosie Huntington-Whiteley, Balmain.
Zupełnie nietrafione:
Lupita Nyong’o, Prada; Sarah Jessica Parker, Oscar de la Renta; Naomi Campbell, Givenchy; Katie Holmes, Marchesa; Rita Ora, Donna Karan; Kate Upton, Dolce&Gabbana (Kate, kochanie, dlaczego te falbanki?!); Laetitia Cast; Tabitha Simmons.
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony nymag.com