Mała czarna Guerlaina

Małą czarną Guerlain noszę już dwa tygodnie. Perfumy Le petite Robe noire ekscytowały mnie na długo przed tym, nim trafiły do moich rąk. Byłam pewna, że jak tylko je powącham, natychmiast rzucę się do klawiatury, aby opisać ich piękno. Z ogromnym żalem muszę przyznać, że było inaczej. Nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że perfumy Guerlain mogłyby mi się nie podobać, dałam sobie jeszcze jeden dzień na oswojenie z zapachem. Potem kolejny. I następny. Niestety na próżno. 

Pierwsze wrażenie miało się okazać jedynym prawdziwym. Mój wrodzony optymizm kazał mi co prawda myśleć o Le petite Robe noire jako o zapachu dla młodych dziewcząt, perfumach nienachalnych na co dzień etc. W końcu jednak musiałam zmierzyć się ze smutną prawdą – Le petite Robe noire jest nijaki. Zwyczajny, płaski, nieinteresujący i do pomylenia z czymkolwiek. Rozczarowanie jest tym większe, ponieważ po perfumach Guerlain spodziewałam się tak wiele. Dlaczego?

[wp_ad_camp_1]

Moje pierwsze spotkanie z Guerlain miało miejsce w szkole podstawowej, w sypialni mamy koleżanki z klasy. Wracając po lekcjach wstępowałam do Ulki. Przebywałyśmy głównie w dwóch pokojach – sypialni jej mamy oraz pokoju dużo starszej siostry, której podbierałyśmy kolorowe lakiery do paznokci po to tylko, by je po dwóch godzinach zmyć (w epoce kamienia łupanego, gdy chodziłam do szkoły podstawowej, za przyjście na lekcje z pomalowanymi paznokciami wzywano matkę, ojca, Ramonę i egzorcystę). Mama mojej koleżanki miała na toaletce flakon perfum Shalimar od Guerlain. Zapach piękny, głęboki, orientalny i intensywny. Wtedy dla mnie powiew luksusu dostępnego tylko kobiecie. To wrażenie utrwaliły potem: Mahora, Champs Elysees, My Insolence, seria Aqua Allegoria. Bardzo wybiórczo, ale z nimi właśnie miałam styczność a tak się składa, że dla mnie każdy z tych zapachów to dzieło perfumiarstwa.

http://www.youtube.com/watch?v=TEj-OrynI60

Le petite Robe noire ma ładną oprawę. Odwrócone serduszko jako korek, lekko zmodyfikowana klasyczna kwadratowa buteleczka kształtem nawiązuje do perfum z najwyższej półki, ale cieniowane szkło z nadrukiem psuje efekt, przywodząc na myśl „zwyczajne” zapachy, np. Coty’ego.

Kompozycja jest oparta na formule zwanej Guerlinade, czyli bazie stworzonej przez Jacquesa Guerlaina, na którą składają się: bergamotka, róża bułgarska, wanilia, irys i bób tonka. Wszystkie te składniki są obecne w Le petite Robe noire. Upchnięto tam ponadto esencje: lukrecji, wiśni a w bazie paczuli oraz czarną herbatę. To wszystko zdaje się obiecywać, że w środku znajdziemy esencję piękna i prostej elegancji. Ja niestety nie znalazłam.

Zapach jest określany jako świeży. Więcej o nim powie jego twórca, Thierry Wasser:

W powyższym filmiku Thierry Wasser mówi (ok. 2:20 min.) , że zapach jest dla każdej kobiety, tak jak mała czarna. Owszem, idea małej czarnej jest dla każdej z nas, ale fasonów jest chyba tyle, ile kobiet. A mnie Le petite Robe noire nie pasuje.

Odsączone z całej otoczki reklamowej, bez tej cudnej animowanej długonogiej kobietki w wielkim kapeluszu, bez piosenki Nancy Sinatry, bez Paryża w tle, bez butelki – bez tego wszystkiego nie ma zapachu. A to oznacza, że to nie jest dobry zapach. Smutno mi.

Na pocieszenie Nancy Sinatra z piosenką „These boots are made for walking” z 1966 roku:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.