Brytyjska marka produkująca bieliznę – Agent Provocateur, której założycielem jest syn ekscentrycznej projektantki mody Vivienne Westwood – jest obecna na rynku perfumiarskim. Pierwszy, a zarazem najbardziej udany zapach, nazywa się po prostu Agent Provocateur. Nie jest to zapach nowy (swoją drogą tegoroczne zapachowe nowinki mnie rozczarowują, ale o tym innym razem), ale jest oryginalny i dlatego wart jest uwagi.
Agent Provocateur ma mocną nutę orientalną z dużą domieszką ostrych przypraw: szafranu i kolendry. Ekstrawaganckiej słodyczy dodają: róża, jaśmin, ylang-ylang, gardenia, magnolia. Wetiwer, piżmo i ambra tworzą klasyczną podstawę.
Perfumy Agent Provocateur są jak gorzkie przyprawy, które wchodzą w ich skład – przyciągają cierpkim, acz ciepłym i rzadkim zapachem. Niemal zwierzęce nuty podstawy łagodzą kwiaty, które nadają zapachowi nieco pudrowy charakter. Perfumy są dokładnym odzwierciedleniem swej nazwy – nosi się je po to, aby kogoś uwieść. I to jest ich główne przeznaczenie – wieczór. Zapach jest zbyt ciężki nawet na jesienne dni. Może drażnić – nie tyle nas, co otoczenie.
W różowej porcelanowej butelce w kształcie jajka dostępne są wody perfumowane. Linia jest wzbogacona o produkty do pielęgnacji ciała.
przeciez napisano, że zapach nie jest nowy :-) widocznie autorkę zaintrygował i sobie go opisała
guzik prawda… zapach jest dotepny na rynku amerykanskim od minimum 2 lat