Rozdwajające się paznokcie to mój przednówkowy rytuał. Towarzyszą mi nawet w ciąży, kiedy to skóra, włosy i paznokcie mają szansę być najzdrowsze. Szukam więc remedium na moją przypadłość. Dałam szansę odżywce Sally Hansen, bo zwykle mogłam liczyć na produkty tej marki. Okazuje się, że należało polować na sprawdzone odżywki, a nie inwestować w nową, która nie spełniła moich oczekiwań.
Odżywka Maximum Strength według obietnic z opakowania potrafi w ciągu tygodnia przywrócić połamanym i rozdwajającym się paznokciom siły witalne. Sprawdziłam. Rezultat: nie ma różnicy przed i po zastosowaniu odżywki.
Przed pierwszym użyciem wszystkie paznokcie prawej dłoni były połamane lub rozdwojone. W lewej było tylko nieco lepiej – z 3 na 5 pazurów mogłam zdzierać wierzchnie warstwy paznokcia płatami. Odżywka „skleiła” paznokcie, ale to akurat potrafi każdy lakier. Po trzech tygodniach stosowania (co 2 dni, bo dłużej odżywka się nie utrzymuje) paznokcie nadal się rozdwajają, choć muszę przyznać, że są nieco dłuższe. Jednak żadnych spektakularnych efektów nie odnotowałam.
Wielkim rozczarowaniem okazał się pędzelek – długi, nieporęczny, nabierający zbyt dużo lakieru – oraz konsystencja odżywki – wodnista, lejąca, trudna do równomiernego rozprowadzenia, łatwo zasychająca w formie zacieków.
Na paznokciu jedna warstwa odżywki daje matowy efekt. Za którymś razem w końcu nauczyłam się malować tym długim pędzelkiem i udało się nałożyć równomierną warstwę – w miarę dobrze to wygląda. Dwie warstwy natomiast dają efekt lukrowanego różu na paznokciach, ale konsystencja odżywki nie pozwala na równomierne zlanie się koloru nawet po wyschnięciu, przez co manicure wygląda niestarannie.
Lepiej zainwestować w sprawdzone hity Sally Hansen, np. Hard as Nails.
Najlepiej zainwestować w manicure hybrydowy!