Z Dove mam taką relację ciepło-zimną. W sumie rzadko sięgam po produkty, ale lubię ich pop-feministyczne reklamy, bo wprowadzają do urodowego światka także zwyczajne kobiety o innej budowie ciała niż jedyny akceptowalny w modzie.
Krem do ciała Dove Goodness kupiłam w ciemno i okazało się to dobrym strzałem. Krem jest przede wszystkim lekki jak balsam i ma rzadką konsystencję, przez co jest wydajny. Łatwo się go rozprowadza i szybko się wchłania, więc można go stosować także rano. Zostawia na skórze widoczną świetlistą warstwę, ale nie lepi się. Nawilża skórę od razu, a regularne stosowanie daje widoczne efekty w postaci miękkiej skóry. Nie mogę natomiast zgodzić się z opinią, że ujednolica kolor, a już na pewno nie ma żadnych właściwości redukujących pajączki! Po prostu dba o skórę, a ona odwdzięcza się dobrym wyglądem.
Krem ma kwiatowy i trwały zapach, co akurat mi odpowiada. Opakowanie jest wygodne do stosowania w warunkach domowych – w podróż lepiej balsam gdzieś przelać. Nawet nie z powodu wielkości opakowania, ale dlatego, że w podróży nie uda się utrzymać go w pozycji pionowej i krem zapaskudzi wieczko od środka – takie moje zboczenie, że nie lubię zapaćkanych wieczek.
Warto podkreślić, że krem nie ma w składzie parafiny. Nie jestem składnikowym detektywem, więc nie oceniam jakości i wpływu na skórę pozostałych składników, ale brak parafiny jest na pewno na plus.
Dove, Goodness Nawilżający krem do ciała wyrównujący koloryt skóry, Derma Spa; cena: ok. 25 zł za 300 ml
Mam go i lubię. Też nie zauważyłam wyrównania kolorytu a pajączków nie mam. Taka ze mnie szczęściara :-D