W centrum każdego większego polskiego miasta jest pasaż handlowy, zwany galerią. W każdym takim centrum jest Sephora i Douglas. W każdym z tych sklepów jest swobodny dostęp do towaru oraz testerów. W każdym z tych sklepów roi się od młodych bezczelnych podlotków, które przyszły się wymalować i wyperfumować. Nie zwracają uwagi na to, że na swoją twarz nakładają szminkę, cień, puder i róż z displayów, z których przed nimi korzystały setki kobiet. Takie siedliska bakterii mnie przerażają. Wycofuję się rakiem.
Idę do perfumerii na jednej z głównych ulic miasta.
Wita mnie uśmiechnięta sprzedawczyni. Pyta, czego poszukuję. Zwykle odpowiadam konkretnie: „chcę zmienić podkład”, ale dziś zupełnie nie wiem, po co weszłam. Mówię: „jeszcze nie wiem, a może ma pani jakieś nowości makijażowe?”. Ekspedientka pokazuje mi nową kolekcję cieni. Są piękne, ale zupełnie nie dla mnie – srebrne i granatowe odcienie, choć modne, nie pasują do mojej karnacji. Oglądam kolekcję minerlanych sypkich cieni ArtDeco. To coś dla mnie! Matowy cień w kolorze skóry. „Poproszę” – mówię. Ekspedientka odkłada wybrany przeze mnie towar i pyta, czy w czymś jeszcze może mi doradzić. „Potrzebuję pędzla do pudru” – przypominam sobie.
Sprzedawczyni wyciąga z gabloty kilka pędzli. Pokazuje mi ten największy i różowy. Pytam, ile kosztuje, choć już sam kolor mnie nie przekonuje. Prawie 90 zł to dla mnie za dużo. Mówię o tym ekspedientce: „niestety ten pędzel jest dla mnie za drogi, czy ma pani tańsze?”. Sklep jest dobrze zaopatrzony. Pani za ladą sięga po średniej wielkości pędzel, o tradycyjnym czarnym włosiu. „Ile kosztuje?” -pytam. Za 50 zł kupuję nowy pędzel – ekspedientka wkłada go do siateczki, w której jest już wybrany przeze mnie cień. Rozglądam się po półkach. O, nowe perfumy Salvador Dali. „Czy mogę powąchać….”. Przerwałam w pół zdania.
Do sklepu wpadają dwie nastolatki. Od razu rzucają się do testerownika. Wskazujący palec wędruje od różowych cieni, poprzez wszystkie odcienie fioletu w trzykolorywm testerze. Bach! Byle szybciej wymalować oko i uciec ze sklepu, odwarkując ekspedientce, że „same se poradzimy” na jej uprzejme pytanie: „czy coś podać?”. Małolaty pytają, ile kosztują cienie, którymi przed chwilą wymalowały sobie chyba nawet czoło. „Eee. Chodź stąd. Tu drogo mają” – mówi „biała” (platynowy blond) do „czarnej” (solarium w oprawie z czarnych włosów). Poszły. Mam nadzieję, że do galerii.
Ekspedientka jednorazową chusteczką przeciera testery. Podnosi wzrok i widzi, że ją obserwuję. „Potem klientka powie, że cień, który kupiła ma inny kolor niż testowała” – tłumaczy.
Gdy ona przeciera, rozglądam się dyskretnie. Testery perfum stoją obok linii zapachowej lub wyglądają zza pudełek. Testery podkładów nie są „orzygane” wokół atomizera, testery pudrów nie są popękane, testery cieni nie są zmieszane z innymi kolorami, a szminkowe esyfloresy nie zdobią całego displaya.
Pani wraca za ladę. Proszę ją o pokazanie mi nowego zapachu, który już wcześniej wypatrzyłam. Ekspedientka pokazuje mi perfumy na papierku i dodaje: „jeśli pani odpowiadają, podam na skórę”. Proszę ją o to.
Wychodzę ze sklepu z małą siateczką, w środku mam próbkę balsamu do ciała. Idę ulicą i wącham nadgarstek. Wrócę do zapachu za kilka godzin. Do pani ze sklepu również. Napracowała się, aby dobrać dla mnie kosmetyki i opowiedziała mi o nowym zapachu. Odwdzięczę się, kupując właśnie u niej.
W Dougalsie w Nowym Saczu w „Trzech koronach” jest to samo. Bardzo nieuprzejma obsluga, chamstwo, ocenianie klienta na podstawie jak wygląda – jakie ma ubranie, bizuterie itd. Kiedy weszłam do sklepu od razu zostałam oceniona przez panie z obsługi które namiętnie plotkowaly zamiast podejść i zapytać czy czegos nie potrzebuje. Dla mnie katastrofa :P A wymalowane jak 5 latki które dorwaly się do kosmetykow mamy. Szkoda , ze Marionnaud w rynku został zamknięty bo tam była naprawdę super obsluga.
Smieszne to wszystko. Kiedys pracowalam w sephorze. Koszmar! Czulam sie tak jak w jakiejs sekcie, zlego slows nie mozna bylo powiedziec na temat produktu, Bo patrzyli sie na cienie jak na zdrajce narodu. Od 7 lat mieszkam w stanach I juz nie pracuje w sephorze, Tera robie tam zakupy. I wiecie co nie musze sie prosic probke bo sami daja nawet kilka.
ja robiłam ostanio zakupy w sephorze za kwote około 60 złotych . prezent urodzinowy dla faceta. w kazdym razie podeszła do mnie pani ekspedientka i dokładnie i miło doradziła . dostałam pieknie zapakowane kosmetyki i do tego 3 probki zapachu m.in. Estee lauder i krem lancome .
aczkolwiek jak czasami wejde tylko by powachac jakies nowe zapachy bo i tak dostaje je raczej w prezencie niż kupuje to oczywiscie widze na swoich plecach wzrok ochrony czy przypadkiem czegos nie kradne . to jest tragiczne !
lubie chodzic do takich perfumeri z mama czy kolezanka wtedy nie jestem traktowana jak jakis złodziej.;)
Hmm.. moja ostatnia wizyta w sephorze…. Nie, nie byla zla.. Jestem nastolatka, nie czulam sie zbyt komfortowo, ale pomogla mi jedna z pracownic – zapytala w czym pomoc, czego szukam… Nie robila problemów z tego, ze wybieram dlugo – na koniec dala dwie probki, a zakupy kosztowaly mnie mniej niz 100… Z 80? Nie pamietam.. Takze i sieciowki nie sa zle…
Olgo, zgadzam sie z Toba :) moze razem napiszemy ta ksiazke? opisalybysmy jakie to 'obrzygane’ testery widzialysmy! coz to bylaby za powiesc ;D
u mnie w pracy (drogeria nie sieciowa) generalnie nie jest ważna kwota jaką klientka płaci przy kasie, ale bardziej to jak jest nastawiona. jeżeli przychodzi kupuje za X zł nic nie mówi i nagle „może bym jakieś próbki dostała?” od razu automatycznie mówię że w tej chwili się skończyły – co nie zawsze jest prawdą. jednak kiedy przyjdzie klientka zapyta o coś, porozmawiamy jakie produkty używa, co lubi, czego oczekuje od produktu to nawet jeśli nic nie kupi to i tak dostanie próbki. lubię klientki które przychodzą po nowy podkład z jakimś małym pojemniczkiem (niestety my takich dla klientów nie posiadamy no ale to już skąpstwo kierownictwa). klientka może sobie wtedy w domu na spokojnie sprawdzic czy odpowiada jej odcien i wszyscy są zadowoleni.
a co do obserwowania przez obsługę to naprawdę widziałam już tyle rzeczy że wcale się nie dziwię czemu każdego obserwują – no ale taka praca, za to między innymi sprzedawca dostaje wypłatę, a poza tym większość ma odpowiedzialność materialną, a niestety złodzieje nie mają na czole wielkiego napisu „złodziej” i trzeba pilnować każdego
Najśmieszniejsze podejście jak dla mnie mają niektóre ekspedientki w Rossmanie – kiedy poprosiłam ją o próbkę podkładu (całkiem popularnego Maybelline czy coś takiego) stwierdziła z wyższością, że „Nie mają żadnych”. Zapomniała tylko o jednym – przecież pod półkami z kosmetykami są wysuwane szuflady pełne próbek (dla potencjalnych KLIENTÓW)…
a ja nie kupuje sobie kosmetyków w drogeriach tylko mam z gazet:D a perfumy dostałam od Kolegi:D
Nie rozumiem was, ja zawsze dostaję mnóstwo próbek w Douglasie, nawet przy zakupie kremu za 40 zł.
mi też jeszcze nikt nie odmówił próbki :)
i jeśli mam być szczera, wolę właśnie Sephorę – kupuję często w dużych galeriach i jakoś nie widzę tam tabunów nastolatek, szczerze mówiąc. prawdą jest że obsługa patrzy na każdego kto nie jest markowo ubrany jak na złodzieja, ale tak jest w prawie każdym drogim sklepie…
poza tym w małych drogeriach pracują takie same ekspedientki, tylko zwykle mniej wykwalifikowane, wcale nie mniej opryskliwe i chamskie. to zależy od człowieka a nie od miejsca, po prostu.
kilka razy spotkałam się też z tym, że kosmetyki w małych drogeriach mają krótkie daty ważności – bo nie mają tam aż takiego ruchu i kosmetyki dłużej leżą…i oczywiście wybór też jest stosownie mniejszy. ponadto – Sephora oferuje marki selektywne, jak Dior czy Chanel. a w zwykłej drogerii górna półka cenowa to zwykle Revlon czy Pupa.
moja metoda na Sephorę – wkroczyć z miną snoba i z precyzyjnie określonymi obiektami poszukiwań, dorwać jedną ekspedientkę i męczyć dotąd aż mi pomoże :) to żart, ale tak serio to zawsze podchodzę wprost do jednej z dziewczyn, mówię że potrzebuję rad/pomocy/wskazówki i pytam dotąd, aż pokaże mi wszystko co chce. nigdy nie spotkałam się z niegrzecznym czy lekceważącym traktowaniem, nigdy też nie brakowało tego, co chciałam przetestować. a kiedy byłam tam ostatnio z moim chłopakiem, zostaliśmy bez proszenia się zasypani próbkami różnych kosmetyków. pamiętam że kiedyś kupiłam tusz do rzęs i jakieś kulki do kąpieli, razem niecałe 50zł i dostałam 3 próbki (z tego 1 to J’adore Diora) i najnowszy numer „Urody”…i wcale nie ubieram się w mega markowe ciuchy bo nie mam na to kasy…
zgadzam się z tym że ceny w PL to porażka, Polacy zarabiają mało a za wszystko płacą drożej niż Anglicy czy Niemcy, żal…system promocji i rabatów tez kuleje, niestety. pamiętam że w UK kupiłam sobie w drogerii perfumy które u nas kosztują 240zł za 50ml, za…17 funtów…dla kogo te ceny?? kto to w ogóle kupuje??
jeśli potrzebujesz próbkę, np podkładu poproś ekspedientkę – ja tak robie i jeszcze żadna mi nie odmówiła ;)
ja miałam okazję kupować kosmetyki za granicą i szczeże mówiąc nie znałam jeszcze angielskiego jak się wybrałam do drogeri, ale pani która tam sprzedawała była tak sympatyczna że niemiałam dyskomfortu zachukanej ppolki za granicą.I zakupy się udały do tego dostałam 3 próbki kremu Diora to było naprawdę sympatyczne ,tymbardziej że nie byłam angielką i ona doskonale o tym wiedziała .Więc jak mam okazję to idę do tej drogeri i wiem że obsługa jest godna polecenia
Osobiście wolę kupować w dużych sklepach. Po to są testery, aby je używać.
Jest duży dostęp do perfum, czego nie ma w małych drogeriach. Osobiści nastolatki buszujące między regałami mi nie przeszkadzają…cóż taki wiek. Może to ich jedyna szansa na namiastkę luksusu.
Tylko w dużych sklepach są spore obniżki. Ja ostatnio kupiłam SONIE RYKIEL Bell 100 ml za 80 zł. Normalnie jest za ok. 250 zł. W prywatnym sklepiku nie mogą sobie na to pozwolić. Co się tyczy pudru to Vichy umieszcza swoje próbki w gazetach dla pań. Ja tak znalazłam puder i odcień dla siebie. Można produkty tej firmy kupić w aptece ;)
Zgadzam się- w Polse panuje jakiś chory zwyczaj nie wręczania próbek (które przecież firma dostaje!) klientkom, nawet jeśli zrobią zakupy za większą kwotę.. Co to ma być? Jak mam przetestować przykładowy krem czy podkład, skoro mogę sobie go TYLKO I WYŁĄCZNIE nałożyć raz na nadgarstek w sklepie (pod czujnym okiem ochrony)?? Czy taki raz nałożony podkład powie mi wszystko? Żeby dowiedzieć się jaki on w rzeczywistości jest potrzebuję a) nałożenia na TWARZ b) potrzymania go na niej paru ładnych h c) paru dni, które potwierdzą moje spostrzeżenia.. Więc jak mam tego dokonać?? Przecież nie dostanę próbki podkładu za nic! To samo tyczy się perfum- wielokrotnie przekonałam się, że zapach jaki unosi się z wypsikanego papierka różni się od ego na skórze.. a i on po paru dniach może się nagle znudzić, zmienić, zacząć drażnić..
Jeśli do tego wszystkiego dołożymy KOSMICZNE polskie ceny, to w ogóle odechciewa mi się robić kosmetycznych zakupów w kraju… Wyobraźcie sobie moją radość, gdy będąc w Irlandii kupiłam zestaw promocyjny Lancome’a (tusz+baza+płyn do demakijażu) za 23euro !! + dostałam SIATECZKĘ gratisów (perfumy hypnose, krem nawilżający, krem przeciwzmarszczkowy, tonik, płyn do demakijażu, jeszcze jakieś kremy..) No i taka cena..
Jeszcze wiele brakuje w naszej mentalności do Zachodu..
Zgadzam się z jednym komentarzem. gdy tylko wchodzę do drogerii od razu kroczy za mną ochroniarz lub ekspedientka. Ludzie to naprawdę widać jak kogoś obserwujecie. Nie każda nastolatka jest na tyle głupia, by kraść błyszczyk za 5 zł, albo malować się w drogerii. Nie ulegajcie stereotypom. Co dziwne, gdy idę do tej samej drogerii z mamą lub starszą siostrą jestem całkiem inaczej traktowana. To, ze używam 5 testerów perfum przy jednej wizycie to nie znaczy, ze chcę się ,,wypachnieć” i wyjść, po prostu muszę porównać zapachy i wybrać ten odpowiedni. Czasami nawet nie chcę kupić perfum, ale je testuję, bo lubię pomyśleć nad czymś miesiąc i wtedy to kupić. Zresztą w spożywczakach też za mną chodzą jakbym chciała coś ukraść. Dajcie spokój. To, że żyjemy jedynie z kieszonkowego to nie znaczy, że kradniemy
kupuję zarówno w sieciówkach jak i małych drogeriach. mam kilka ulubionych punktów. do sephory przestałam nawet zaglądać – zawsze jak wchodzę mam wrażenie, że ekspedientki traktują mnie z góry ze wzrokiem „po coś weszła i tak ciebie nie stać” patrzą jak na złodziejkę tylko dla tego, że nie wyglądam na swój wiek a stan konta noszę w portfelu a nie na sobie;) miłe i uprzejme tylko dla bogatych, a raczej tych które na bogate wyglądają. wkurzam się ,gdy od razu po przekroczeniu progu ochr0na zaczyna mnie śledzić ( robią to tak nieudolnie, że robi się przykro). nie zarabiam wiele, ale stać mnie czasem na szaleństwo i kosmetyk z górnej półki, a nawet jeśli ktoś nie może pozwolić sobie na perfumy za 400 zł to wolno mu chociaż rozglądać, to nic nie kosztuje…..Ekspedientki w takich salonach nie zarabiają kokosów, niczym nie różnią się od przeciętnej Polki:)
pracowałam na promocji w drogerii natura, sama widziałam jak na zapleczu leżały kartony próbek różnych kosmetyków- nigdy nie rozdawane. no bo „po co? dasz babie próbkę a ona alergii dostanie i będą przychodzić . i chcieć więcej. dlatego ich nie rozdajemy.” to usłyszałam… drogeria w rynku- nie sieciówka (wrocław)- leżą perfumy wycofane ze sprzedaży jakieś 8- 10 lat temu. zapachy, których ta firma już nie produkuje- znam się na tym, to wiem. Cafe by Coty, Blaise?? nie ma ich od dawna. są w naszej drogerii- po niebotycznych cenach, przeterminowane już trzy, cztery razy. kosztują troche ponad stówkę. a płyn do demakijażu ziaja- wersja podstawowa, jednofazowy- który kupisz w tesco za 4 zł, tam kosztuje oczywiście zł 9. a ziaja sopot- 9 zł w superpharm- płyn micelarny- w małej drogerii 16. rotacja duużo mniejsza, więc kupując w sieciach oszczędzam i mam świeższe… a tak poza tym to najczęściej kupuje i tak kosmetyki za granicą, pozdr wszystkie kosmetoholiczki
W nielicznych polskich drogeriach dostaniesz bezpłatnie próbkę kosmetyku, z kolei wszędzie napotkasz X, która wysmaruje się wszystkim, co tylko możliwe, upyćka pudełka, uwali testery i wyjdzie kwiląc, że „tu nic nie ma”. Z niemiłą obsługą spotkałam się kilkakrotnie, jednak po złożeniu skargi tej samej ekspedientki nigdy więcej nie widziałam. Problemem nie jest wielkość drogerii, a wrodzone skąpstwo Polaków. A chęć posiadania większej ilości kosmetyków od Y też robi swoje.
Za granica wcale tak pröbek nie daja!!!! Ja mieszkam w Szwecji i ani ja, ani moje kolezanki nie zostajemy obsypane pröbkami, o nie. Moze to zalezy od sklepu? I ciagle to pokutuje- zapach na papierek!!! ble.
kawoszka, Twoja wypowiedź jest głupia jak komentarz na Onecie :-)
oj co za debil napisała to 'coś’ porażka, kogo obchodzą cudze zakupy…………………………….
Ja tam nie lubię tych małych. Ekspedientki są strasznie chamskie.
kiedyś stojąc na promocji perfum w jednej z tych „molochów” galerii z zapachami i kosmetykami podeszła do mnie kobieta z testerem perfum i zapytała się mnie czy może prosić próbkę perfum do flakonika takiego małego który się napełnia psikając do niego z testera 3 może 5 razy. Ja na to że nie orientuje się bo jestem na promocji ale jak podejdzie to tamtej pani ( wskazałam na kierowniczkę sklepu to się dowie). Po pewnym czasie podchodzą obie i rzeczywiście napełniają malutki flakonik perfum. Po czym Klientka podchodzi do mnie i mówi z niezadowoleniem ” Wie pani co coś podobnego na zachodzi w tej samej drogerii jak poprosiłam o taką próbkę to z uśmiechem na twarzy mi ją dano i zapytano się czy jakieś jeszcze pokazać, a tutaj z wielkim żalem zrobiła to ta kobieta i jaka nie miła przy tym była jakbym kradła co najmniej całą butelkę, a ja potrzebuję próbki żeby sprawdzić czy zapach się podoba mojej synowej bo to dla niej na urodziny a co jeśli okaże się że ja wydam 300zł na perfumy które tutaj pachną ładnie a na synowej będą brzydko pachnieć i jej się w ogóle nie spodobają albo alergii na nie dostanie? Coś okropnego takie skąpstwo w tej Polsce, za granicą to nie do pomyślenia” Cóż wzruszyłam ramionami i powiedziałam że to jest właśnie Polska. Po 15 min przyszła do mnie kierowniczka sklepu i powiedziała że następnym razem mam odpowiedzieć że nie można dawać takich próbek bo to przecież nie fundacja charytatywna.
najwyraźniej kupujesz w złej perfumerii, zawsze mozna zmienić sklep :)
ale wkręt.szkoda,że nie opisano jak to ekspedientki nadskakują często tylko dobrze ubranym i kasiastym na 1szy rzut oka i sugerują,że cos jest dla ciebie za drogie.
Fajne, milo sie czyta… i prawdziwe ;)
No właśnie to mnie denerwuje, przychodzę do jakieś drogerii i zawsze cała ekipa ekspedientek stoi nade mną i bacznie obserwuję co ja tam robię przy stoiskach z kosmetykami, co mnie niezmiernie denerwuje. Bo nie wszystkie nastolatki są jak te małolaty. Nie mam świra na punkcie kosmetyków i jak coś przyjdę oberzeć zaraz jestem, że tak powiem „mierzona” trochę mnie to krępuje. Przecież mam takie samo prawo oglądać kosmetyki co te same „starsze panie” w drogeriach i perfumeriach. W końcu nie wszsytkie nastoltaki to „plastiki”, dlaczego mają być gorzej traktowane?
Zalety slow shopping :) Pamiętam, jak byłam nastolatką i ciocia we Włoszech zabrała mnie do niewielkiej drogerii. Kupiłam wtedy puder i tonik, a wyszłam z małą siateczką próbek. W mojej miejscowości z kolei pani za to, że kosmetyki i chemię kupuję tylko u niej, daje mi 5-10% rabatu.
A w Douglasie czy Sephorze nie mogę się doprosić o darmową próbkę podkładu, z kolei próbkę perfum dadzą tylko przy zakupach za min. dwie stówy. Testerów perfum też brakuje, bo większość posprzedawana na Allegro. Nie lubię tych molochów.
Ło matko… Teraz to już na pewno będę kupowała kosmetyki kolorowe w małych drogeriach :D ! Fuj :P
jakie to wzruszające. napisałabym na ten temat książkę..