Wymuszony minimalizm w czasie izolacji społecznej

W czasie społecznej izolacji każdy z nas zażywa nieco minimalizmu. W relacjach z innymi, w kuchni, w konsumpcji szeroko pojętej. Narzucone nam ograniczenia uwierają, ale zaryzykuję stwierdzenie, że to, czego dowiedzieliśmy się o życiu w odosobnieniu, o naszych potrzebach jest intrygujące.

Brak to obecnie wspólny mianownik naszej codzienności. Brakuje nam spotkań w restauracjach i kawiarniach, wyjść do parków i na bulwary, uprawiania sportu na siłowni, zadbania o siebie u fryzjera i kosmetyczki.

Czasami brak czegoś jest utożsamiany z minimalizmem. A to błąd.

Minimalizm to postawa, która miewa – zwłaszcza teraz, gdy jest po prostu modą – negatywne stereotypowe postrzeganie jako fetyszyzacja niedoboru lub biedy, narzucanie sobie wygórowanych ograniczeń rodem z klasztoru oraz konieczność przemalowania mieszkania na biało i ubierania się tylko monochromatycznie.

Tymczasem minimalizm dla mnie to wybór i wolność od. Od materialnego celu, który wymaga ode mnie wysokiej ceny tak w pieniądzach, jak i w czasie, który na zarabianie tychże muszę poświęcić. To także wolność od zajmowania się już posiadanymi rzeczami – jeśli masz ich dużo, wymagają dużo czasu.

Sądzę, że doświadczane teraz braki mogą nam pokazać, jak wielu rzeczy nam zwyczajnie nie trzeba. Możemy się także dowiedzieć, które sprawy stanowią dla nas esencję życia i bez nich po prostu ciężko zwlec się z łóżka.

W czasie tych 4 tygodni, które spędzam w zupełnie innych niż dotychczas warunkach okazało się, że:

  • produkuję ogromne ilości śmieci, nawet wychodząc na sporadyczne zakupy z własnymi siatkami – słoiki, puszki, kartony z przesyłek są łatwe w segregacji, ale plastik w postaci trudnych do przetworzenia folii już nie :-(
  • nie potrzebuję więcej papieru toaletowego niż zwykle i nadal nie posiadam zapasów tego produktu
  • zaopatrzona spiżarnia mnie stresuje podobnie jak pełna lodówka i co chwilę sprawdzam, co trzeba zjeść najpierw
  • nowe technologie łączą, ale trzeba się od czasu do czasu zupełnie rozłączyć
  • zabezpieczenie czasu tylko dla siebie jest kluczowe dla harmonii w domostwie, czyli nadal wstaję o 5, chociaż nie muszę dojechać do biura
  • potrzeba ruchu jest naturalna i nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak bardzo na myśl, że zaraz rozwinę matę
  • maluję się dla siebie i robię to codziennie
  • moja pielęgnacja nie zmieniła się, mimo że nie wychodzę z domu – odczytuję to jako pielęgnację w sam raz, bez przesady w żadną stronę
  • nadal maluję paznokcie tylko odżywką – to już rok bez lakieru do paznokci
  • wszyscy starają się być najlepszą wersją siebie, choć z różnym skutkiem
  • każdy z nas płynie w innej łódce przez ten sam ocean – izolacja jest inna dla każdego z nas (samotność obok braku czasu tylko dla siebie, izolacja z dziećmi obok izolacji pośród dorosłych, brak możliwości zarobkowania obok home office’u) i nie zgadzam się, że pandemia nie zna granic społecznych: bogaci mają inne szanse niż biedni

A co Wy odkryliście w czasach izolacji społecznej?

Komentarzy: 11

  1. Redscissors
    4 stycznia 2021 / 03:39

    Odkryłam, że mimo introwertycznego ducha bardzo brakuje mi innych ludzi. Szczególnie nowych ludzi, wymiany spojrzeń z obcymi, poznawanie nowych ludzi, interakcje i dzielenie się z nimi swoimi pasjami. Brak spotkań z przyjaciółmi, których sama odmawiam także łamie mi serce.
    Odkryłam, że kocham spacerować. Sprawia mi to wiele radości, zwłaszcza z moją ulubioną muzyką rozbrzmiewającą w słuchawkach i najlepiej w dalekie miejsca, abym miała jak najwięcej czasu na przemyślenia i inspiracje.
    I ostatnie, odkryłam, że przebywanie w bardzo małej przestrzeni z rodzeństwem, a także non stop w domu z rodzicami zabija moją kreatywność i chęci do zrobienia czegokolwiek innego niż scrollowanie ekranu i spanie. A to bardzo, bardzo źle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.