Blogi to wspaniałe miejsce inspiracji, ale w pogoni za trendami w pielęgnacji i modnymi kosmetykami nie można uciszać zdrowego rozsądku. Przykład? Proszę bardzo.
Zawsze byłam ostrożna, gdy nowe kosmetyki trafiały do mojej łazienki. Wprowadzam je pojedynczo, aby wiedzieć dokładnie, jakie zmiany w wyglądzie mojej skóry mogę im zawdzięczać. Tej postawy nikt mnie nie uczył. Wydaje mi się ona przejawem zdrowego rozsądku.
Na Facebooku obserwuję kilka grup o tematyce kosmetycznej. Na każdej z nich co jakieś czas pojawia się taki post: zdjęcie zaognionej twarzy z bardzo dużymi zmianami, opis pielęgnacji i prośba do społeczności o wytyczne pielęgnacyjne.
Bardzo często pod takim postem można przeczytać wartościowe komentarze: od czasem obcesowego „do lekarza”, przez „może odstaw nabiał”, po rozsądne porady o wyłączaniu wszystkich kosmetyków i udaniu się do dermatologa po pomoc w uspokojeniu skóry.
Spójrzcie na opis pierwszego z brzegu takiego przypadku:
„Dermatolog przepisał mi kwas borowy do przecierania tej zmiany oraz wit E (niestety nie pomagaja) oprocz tego uzywam jeszcze krem z Vianka, witamine c do smarowania twarzy (juvit c) a do mycia płynu do higieny intymnej z Sylveco. Po myciu twarzy płynem- jak widac skóra jest czerwona i mnie piecze.Od czasu do czasu zmiana na policzku mnie swedzi ale delikatnie”
Ta dziewczyna sama nie wymyśliła tych „zabiegów”. Widać tu efekty przetaczających się falami przez kobiece portale i blogi trendów w „pielęgnacji”.
Mamy tu płyn do higieny intymnej do przemywania twarzy w myśl zasady, że jeśli coś jest dobre dla taaak wrażliwych miejsc, to na twarzy też się dobrze sprawdzi. Nie sprawdzi się.
Mamy tutaj powracającą jak bumerang modę na witaminę C. Nic w tym dziwnego – to świetny składnik w kosmetykach. Jednak już moda na bycie zaradną, bo „przecież witamina C kosztuje grosze, a oni sobie każą płacić za krem jak za mokre zboże” – nie prowadzi do niczego dobrego. Witamin C w kroplach do stosowania doustnego (wspomniany Juvit C) to nie jest produkt, który można nałożyć na skórę i wyjść sobie beztrosko na słonko. Kosmetyki można mieć drogie i można mieć tanie. Ale używajmy ich zgodnie z przeznaczeniem. Dla własnego zdrowia.
Czyli co z tymi poradami z blogów? Między bajki włożyć? Nie wylewajmy dziecka z kąpielą.
To z blogów dowiedziałam się o olejowej metodzie demakijażu, szczotkowaniu na sucho i poznałam wiele wspaniałych trików makijażowych.
Od cenionych makijażystek i blogerek można się nauczyć dobrych praktyk, poznać sposoby pielęgnacji cery z konkretnym problemem. Nigdy jednak nie powinnyśmy ślepo podążać za radami innych osób. Warto podglądać rytuały pielęgnacyjne kobiet, które mają cerę podobną do naszej.
Bardzo dobrze napisane, ale czy ty nie jesteś jedną z nich? :-) Ja lubię ciebie czytać bo nie sprawiasz wrazenia, ze polecasz wszystkie kosmetyki, ktore ci w ręce wpadły ale naprawdę poddajesz je testom. Czekam na kolejne fajne wpisy.
Lubię przekorne :-) Tak, jestem blogerką urodową. Mam nadzieję, że widać, iż zawsze staram się pisać odpowiedzialnie, nigdy nie polecam niesprawdzonych produktów i sposobów pielęgnacji. I że po prostu cenię zdrowy rozsądek ;-)
Jestem tego samego zdania :)