Drogie kosmetyki nie zawsze są warte swojej ceny i choć zdecydowanie częściej zdarza mi się naciąć na tanich kosmetykach, to czasami można odkryć jakąś perełkę, dzięki której w portfelu zostanie trochę grosza na inne przyjemności.
Zalotka na Facebooku – nie przegap kolejnego wpisu.
1. Baza pod cienie Wibo, 10 zł
Na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od 6 razy droższej bazy Artdeco. Po kilku dniach stosowania mogę stwierdzić, że w użyciu nie różnią się niczym. Obie bazy mają podobną konsystencję i są równie upierdliwe w stosowaniu ze względu na opakowanie – mini słoiczek, z którego od pewnego momentu trzeba wygrzebywać produkt paznokciem zamiast opuszkiem palca. Ale cienie pozostają ja miejscu, baza się nie roluje, choć nie można tu mówić o jakimś wzmocnieniu pigmentacji.
2. Winogronowy eko płyn do mycia kabin prysznicowych Frosch, 10 zł
Daje niemal dokładnie taki sam efekt jak płyn do mycia kabin prysznicowych HD za ponad 20 zł. Brakuje końcowego efektu wypolerowania szyb kabiny, ale za to człowiek nie omdlewa w oparach tej chemii z HG. Jakość użytkowania – bez porównania. Przy stosowaniu HG nie mogłam się zamknąć pod prysznicem, aby go wyczyścić, bo zapach był obezwładniający – wentylator na full i otwarte drzwi do łazienki. Frosch jest bez porównania bardziej przyjemny w użyciu.
3. Natłuszczający olejek do mycia, AZS, Ziaja Med, 15 zł (270 ml)
Syna początkowo kąpałam tylko w emulsji do kąpieli Oilatum Baby za 35 zł (250 ml). Potem spróbowałam olejku Ziaji i już przy nim zostanę. Dodany do wanienki czy na gąbkę, gdy starsze dziecko kąpię pod prysznicem, bardzo dobrze pielęgnuje skórę dzieci – nie jest wysuszona, nie wymaga dodatkowego natłuszczania balsamem.
4. Rozświetlająca pomadka do ust Luminous Lips, Catrice, 10 zł
Markę Catrice odkryłam dzięki jutuberkom, które zachwycały się tymi produktami. Wypróbowałam na razie jedynie pomadkę, ale muszę przyznać, że zachwyty są uzasadnione. Pomadka błyszczy na ustach, jest dość trwała, jak na taki produkt, po angielsku się ściera i jest przyjemnie nawilżająca. Niewyczuwalna podczas noszenia. Zastąpiła pomadkę I’m Pupa, która miała cudny kolor, ale nieco wysuszała usta. I kosztowała 70 zł!
Dla mnie kosmetyki Wibo są synonimem tandety w najgorszym wydaniu a stoją w Rossmannach obok Bourjois czy L’Oreal.
Jak zobaczyłam to Wibo, to już nie chciałam dalej czytać, ale potem widze, że Catrice chwalisz, to może to Wibo spróbuję. Co to w ogóle jest za nazwa??>
Też omijałam to Wibo szerokim łukiem – właśnie, co to za nazwa. Ale jakoś na jakimś wyjeździe mnie przygwoździło i pomyślałam: na jeden raz niech będzie Wibo. I zaskoczenie.
Nie chce mi się wierzyć, że Ziaja może być równie dobra co Oilatum.
Inne produkty Catrice też zasługują na słowa uznania, jestem wielką fanką ich cieni. Wytrzymują na swoim miejscu parę ładnych godzin, bez rolowania, grudek i osypywania, mają ładne, mocne kolory. Są lepsze niż inne, droższe produkty i na pewno lepsze niż wskazywałaby na to ich cena. Polecam!