Od czasu słynnego zdania wypowiedzianego przez Marilyn Monroe o Chanel No. 5 zasady pozycjonowania perfum są niezmienne: dużo seksu, trochę niedopowiedzenia i mocny akcent na produkt – pisze Marketing&More na stronach Onetu.
„Tylko kilka kropli Chanel No. 5”– zdradziła mediom Marilyn Monroe, pytana o to, w co ubiera się do snu. Kiedy na początku lat 50. stała się ambasadorką słynnej już wtedy Piątki, sprzedaż perfum gwałtownie wzrosła, choć cena zapachu była niemała. Plotka głosi, że pomysł tego hasła podsunęła blondynce szefowa firmy Coco Chanel”.
„Perfumy nie sprawią, że przestaniemy się pocić, nie zmniejszą porów na skórze i nie dodadzą jej blasku. Perfumy nie są pożyteczne. (…) Fanaberie oraz fantazje i zmysły to kluczowa kwestia w reklamach zapachów. A to nic innego jak synonim seksu i romansu. O to w tym chodzi”.
Już w latach 70. i 80. ubieglego wieku wcielono te odkrycia w czyn. Wtedy stworzono i rozreklamowano m.in. Opium Yves Saint Laurenta, Anais Anais Cacharela, Obsession Calvina Kleina – zapachy, których przez lata nie były w stanie zdetronizować kolejne propozycje perfumiarzy.
Jeśli nie seks, to co? Celebryci! Nicole Kidman dla Chanel w wersji Moulin Rouge, Clive Owen dla Lancôme, Ewan McGregor dla Davidoff, Gwyneth Paltrow we wszystkich odsłonach Pleasures Estée Lauder… O tym, ile zarabiają, pisałam tutaj.
Cały artykuł tutaj.