Maskary z wibrującą szczoteczką oferują już od jakiegoś czasu światowe marki z wyższej półki: Estee Lauder (Turbo Lash) czy Lancome (Oscillation Power Mascara). Dołącza do nich właśnie szwedzka IsaDora.
Vibra Lash posiada elastyczną szczoteczkę z tworzywa sztucznego o krótkich i dość szeroko rozstawionych „ząbkach” (taką mam nomenklaturę: „włoski” ma tradycyjna szczoteczka, a te nowoczesne mają według mnie „ząbki” – pięknie proszę o Wasze propozycje nazewnictwa w komentarzach). Nie da się nią sprawnie pomalować rzęs, jeśli nie włączy się wibracji. Wibracje zastępują zygzakowaty ruch lewo-prawo niezbędny do równomiernego pokrycia rzęs tuszem.
Vibra Lash ma „trzy biegi”: jedno naciśnięcie włącza pierwszą szczoteczkę, która drga 9 tys. razy na minutę. Na tym „biegu” można pomalować dolne rzęsy. Drugie naciśnięcie to średnia prędkość (10 tys. drgań/min) – stworzona dla rzęs rzadszych i krótszych, trzecie naciśnięcie to wysoka prędkość (14 tys. drgań/min) – dostosowana do grubych i długich rzęs. Czwarte naciśnięcie wyłącza wibracje. Koniecznie trzeba przykryć zakrętkę osłonką przeciwdziałającą włączeniu się wibracji w kosmetyczce. W zakrętce maskary ukryta jest mała bateria, która – wedle zapewnień producenta – wystarcza do zużycia tuszu. Wyrzucając tusz, trzeba zadbać o środowisko i usunąć baterię z zakrętki.
Jaki efekt można uzyskać? Eleganckie, perfekcyjnie rozdzielone, podkreślone rzęsy. I nie ma konieczności rozczesywania. Ale żadnego spektakularnego efektu zagęszczenia. Przynajmniej przy jednej warstwie.
Cena maskary Vibra Lash jest nieco wyższa niż cena regularnej maskary tego producenta, ale zdecydowanie niższa niż wspomnianych już Estee Lauder czy Lancome. To oczywiście plus dla IsaDory, choć na to rozwiązanie w tej cenie przyszło nieco poczekać.
[wp_ad_camp_1]Vibra Lash ma też jeszcze jedną przewagę – według mnie – nad konkurencją: podczas malowania rzęs nie trzeba przytrzymywać przycisku, aby szczoteczka wibrowała.
Muszę przyznać, że do tego produktu podeszłam z lekkim uśmieszkiem. „Taki gadżet” – pomyślałam. „Fajny gadżet” – stwierdzam po tygodniu używania. Tylko czemu mnie tak łaskocze w powieki? :-)
Cena: ok. 80 zł za 10 ml
A mi ten „gadżet” przypadł do gustu :) Rzęsy są dobrze i równomiernie pokryte, ładnie rozdzielone, tusz nie kruszy się i nie rozmazuje. Jedyna wada, to cena.
Jest to zwykły chwyt marketingowy, w rzeczywistości się nie sprawdza. Ten kto potrafi ładnie umalować rzęsy klasycznym tuszem nie bedzie z tych nowości zadowolony. Ja spróbowałam i odradzam.