Gdybym umiała pisać wierszem, na pewno popełniłabym coś stosownego, aby oddać wspaniałość lakieru do paznokci :-) Serio, jest świetny. Mowa o lakierze OPI w kolorze Bubble Bath.
Czego można chcieć od lakieru do paznokci? Idealnej konsystencji, aby nie rozlewał się po paznokciu. Nie może też być zbyt gęsty. Musi pozostawiać gładką powierzchnię, a nie smugi. Powinien co najmniej nie śmierdzieć, żeby oszczędzić sobie komentarza: „kochanie, mogłabyś to robić w łazience, chcę pooglądać tv” lub „kochanie, mogłabyś to robić w pokoju, bo chcę skorzystać z łazienki”. Na pewno lakier musi być trwały: odporny na ścieranie, nie powinien odpryskiwać czy łuszczyć się. Powinien szybko wysychać i błyszczeć (oczywiście ten wymóg nie dotyczy lakierów matowych).
Czy OPI spełnia te wymagania? Owszem. Marka jest rozpoznawalna na świecie dzięki jakości swojego flagowego produktu: dobrze zaprojektowanemu pędzelkowi oraz formule (nie zawierają toluenu, formaldehydów, DBP). Tę jakość czuć na paznokciach – lakier łatwo się rozprowadza, a po jego usunięciu płytka paznokcia nie jest wysuszona, zmatowiona czy przebarwiona.
Lakiery występują w dużej ilości odcieni (polecam tę galerię zdjęć), wciąż powiększając swoją ofertę o sezonowe kolekcje. Każdego roku powstają cztery: na lato, wiosnę, jesień oraz świąteczna. Dwie z nich są związane z jakimś przyjemnym miejscem na ziemi. Najnowsza kolekcja to Brazil:
Lakiery OPI nie mają numerków, ale zabawne i zaskakujące nazwy. Kto je wymyśla? Siedem osób spędza za zamkniętymi drzwiami kilka godzin, aby ponazywać kolorowe buteleczki. Efektem są tak kultowe nazwy jak choćby „I’m Not Really a Waitress”. Interesujące zajęcie – nieco więcej w wywiadzie z Suzi Weiss-Fischmann, pierwszą damą paznokci, jakkolwiek to brzmi.
Spośród wielu odcieni lakierów OPI wybrałam Bubble Bath – kolor jasny, ni to róż, ni to beż, delikatny, nieziemisty, świetny na co dzień. Idealny do szybkiego manicure (dziecko w foteliku, pas zapięty, słuchawka telefonu w uchu, dokumenty pod ręką – bo władza nie rozumie, co to znaczy mokry lakier – jedna szybka warstwa i w drogę) i oczywiście do wykwintnego miziania pędzelkami w dogodniejszych warunkach: baza, dwie warstwy, utwardzacz, oliwka.
OPI ma w swojej ofercie także żelowe lakiery, które mają szansę całkowicie zawojować a tym samym zmienić rynek. Osobiście nie próbowałam jeszcze produktów Gelcolor, ale naocznie przekonałam się, że są niezwykle trwałe i mogą ziścić marzenie o pięknych długich paznokciach. Jedyny mankament – po dwóch tygodniach trzeba odwiedzić manikiurzystkę, zmyć stary lakier i potem można już wybrać kolejny kolor. Procedura czasochłonna, więc ja i mój wewnętrzny zwierzak, leniwiec kanapowy, odpadamy, ale w wakacje na pewno skorzystam.
Cena: ok. 50 zł za 15 ml
Nazwa koloru, która rozbawiła mnie najbardziej: DID You 'ear About Van Gogh :-)