Minimalizm to jest wspaniałe poczucie wolności od rzeczy. Nie straszą mnie sterty prania do zrobienia ani kurzące się bibeloty. W mojej kuchni blaty są niemal wolne od sprzętów, a z szafy nie wysypują się ciuchy, więc mam co na siebie włożyć. Jak to się stało? Przestałam kupować impulsywnie (zadaj sobie moich 5 pytań zanim kupisz), bo dotarło do mnie, że to, czego potrzebuję, najczęściej już mam.
Inwestuję w coś, co mi się podoba i będzie mi długo służyło. Pozbywam się rzeczy, które żądają mojego czasu i pracy, same niewiele dając w zamian. Dobrym przykładem są bibeloty, nadmiar ozdób, rzeczy, dla których w szafkach, szufladach i półkach nie ma miejsca, więc zagracają przestrzeń. Tu dochodzimy do ważnej funkcji rzeczy – ich przydatności.
Polub moją stronę na Facebooku, a nie przegapisz nowych wpisów!
Rzeczy w moim domu muszą „zasłużyć” na swoje miejsce. Jeżeli ich nie używam, staram się znaleźć im nowych właścicieli – sprzedaję, oddaję. Rzeczy nie do naprawy wyrzucam. W ten sposób nie ma sytuacji, że niby mam pościel, ale tu potargała się poszewka na kołdrę, a w tamtym komplecie jest poplamiona poszewka na poduszkę, więc takiej zdekompletowanej właściwie nie używam.
Kupowanie rzeczy ładnych i dobrych oznacza, że pozostają ze mną na dłużej. Świadomość posiadania i poczucie spełnienia oczekiwań, prowadzi do ograniczenia potrzeb. To z kolei niesie za sobą ograniczenie konsumpcji. I tu dochodzimy do listy rzeczy, których już nie kupuję.
Pościeli, kołder i ręczników
Ręczniki są wyliczone – tygodniowy zestaw na osobę plus po jednym ręczniku na głowę w zapasie, dwa komplety dla gości oraz kilka mniejszych ręczników do rąk, bo te rotują najszybciej. Piorę je w kółko i nie zbierają się w gigantyczną hałdę prania.
Pościel też jest w moim domu wyliczona. Po dwa komplety na każde łóżko domownika. Dzieci mają ponadto po dwa dodatkowe prześcieradła, co w praktyce okazało się zbytkiem. Spokojnie dają radę w dorosłej opcji. Dla gości mam jeden komplet pościeli, a jeżeli chcę upchnąć więcej człowieków i rozkładam dmuchany materac, oddaję im swoją kołdrę i przykrywam się kocem. Pościel staram się zmieniać co tydzień, ale czasami mi nie wychodzi.
Nie mam w domu kołdry zimowej, letniej, przejściowej – latem śpię pod samą poszewką, a zimą pod najchłodniejszą kołdrą z Ikea. Jak marznę, oznacza to, że będę chora, bo temperatury w domu pilnuje kontroler i nie zdarzają się u nas wychłodzenia.
Zredukowanie liczby bielizny domowej sprawiło, że kosz na pranie przestał się przesypywać. Polecam Ci to uczucie.
Firanek, zasłon i obrusów
Firanek nie mam. Wynika to z czystej nienawiści do wieszania firanek i uczucia ścierpniętych rąk. Jako dziecko pomagałam babci w ich rozwieszaniu. Babcia prała firanki regularnie, a dom miał wiele okien. Każdy ma jakąś drobną wadę – nawet babcie.
Zasłony mam całoroczne – jak wiszą, to wiszą, jak nie wiszą, to się piorą.
Obrusów nie mam, ponieważ lubię stół bez takiego nakrycia. W Wigilię nakrywam jedynym, jaki posiadam – klasycznym, białym, grubo tkanym obrusem.
Zastawy stołowej
Na co dzień wystarcza nam podstawowy zestaw, który kiedyś zawierał po 12 talerzy. Teraz głębokich jest może 6, a dużych chyba 10. Do tego dochodzi plastikowa zastawa dzieci i dodatkowe miseczki na sałatki. Przyznaję, że nie chce mi się przelewać zupy do wazy i robię to jedynie od wielkiego dzwonu, ale gdy przyjeżdżają goście, jedzą na tej samej zastawie, z której korzystamy na co dzień.
W moim domu nie mam miejsca na trzymanie dodatkowej zastawy stołowej, co rozwiązuje kolejny problem: gdybym miała na nią miejsce, nie potrafiłabym zdecydować, czy chcę klasyczne babcine talerze ze złotym rantem i w drobny kwiatek, wzory z Bolesławca czy nowoczesną zastawę Ćmielów-Chodzież. O jeden ból głowy mniej!
Bielizny w kolorach tęczy
Nie muszę. Moja baza, czyli capsule wardrobe, jest klarowna. Potrzeba mi więc niewiele, jeśli o biustonosze chodzi: ciemny, cielisty, z koronki, fantazyjny i sportowy.
Torebek
Torebek nie kupuję, bo zawsze stanowiły dla mnie rozczarowanie, więc mam rozwiązanie tymczasowe. Trwam chwilowo przy dwóch. Jedna jest obszernym codziennym workiem, druga elegancką kopertówką. Wciąż szukam tej Idealnej Torebki. Będzie z delikatnej karmelowej skóry, miękka, z wystarczająco długimi uszami, aby wygodnie zarzucić torbę na ramię, obowiązkowo z dłuższym paskiem, bo jestem mamą i muszę mieć dwie wolne ręce. W środku będzie jaskrawa podszewka i już nigdy nie zginie mi ani czarny telefon, ani czarny futerał na okulary. Znacie takie cudo? Dajcie znać w komentarzach!
Każdej książki w wersji papierowej
Książki w wersji papierowej kupuję dzieciom i na prezenty, a sobie – po głębszym zastanowieniu. Zwykle kupuję e-booki, zwłaszcza jeśli są to kryminałki lub inne szybko konsumowane powieści. W biblioteczce trzymam książki ładnie wydane, ważne dla mnie, takie, które chciałabym podsunąć dzieciom, gdy podrosną. Reszta mieści się w Kindle’u.
Często kupuję rzeczy dość… spontanicznie, co przyczynia się do rosnącej góry przedmiotów różnego kalibru, których czasem użyję raptem 2 razy… Ostatnio postanowiłam uporządkować swoje życie i… postawić na (w miarę możliwości) minimalizm. :) Przeczuwam, że będzie to dla mnie spore wyzwanie, bo już podchodziłam kilka razy do tego tematu. Zwykle jednak brakowało mi zapału, gdzieś tam po drodze, i o ile już pozbyłam się jakichś rzeczy – na ich miejsce przybywały kolejne. Teraz czuję się o wiele bardziej zmotywowana, bo za tą potrzebą stoją również inne fajne i mocne zmiany :)
Twój wpis zainspirował mnie i tylko umocnił w przekonaniu, że jest o co walczyć! :)
PS. Życzę odnalezienia idealnej torebki! :)
Mam obecnie 4 torebki, szarą, beżową, czarną pikowaną i w kolorze bardzo bladego różu – prezent od męża z podróży. Plus jedna czarna, wieczorowa, do ręki. Butów mam sporo, od niedawna podwoił mi się zestaw sportowy, bo nie zawszę zdążę wyprać i wysuszyć ten, z którym byłam na treningu poprzednio. Najwięcej mam bielizny, sprzętów kuchennych i pierdół typu papierdy, dokumenty. Najbardziej zagracone są u mnie okolice komody, biurko, przedpokój i kuchnia. Za to salon sprząta się w 5 minut, podobnie sypialnię. Pokój małych też jest szybki do ogarnięcia. Niestety, pranie mnie przerasta, a też mam pościel wyliczoną. Ale pralka chodzi nieraz dwa razy dzienni. :(
Podoba mi się zestaw torebkowy – wszechstronny.
Na pranie jest tylko jedna metoda – przejrzeć i pozbyć się. Moja koleżanka ostatnio przeszła tę metamorfozę i raz na 3 dni entuzjastycznie oznajmia, że pranie się nie wysypuje i kosz jest pusty.
Czy napisz porady, jak zacząć bycie minimalistką? Czy jest szansa na minimalizm, gdy jest się osobą która jak wchodzi do galerii handlowej to chce mieć wszystko, nawet ozdoby z choinek stojących w galerii? Bo ja już czuję, że znów popłynę z zakupami w grudniu. Jak to okiełznać? Masz jakieś rady?
Dzięki za podpowiedź. Przemyślę, zbiorę w całość i na pewno opublikuję.
Mnie jest trudno wyrzucać rzeczy. Nie dlatego, że są wiele warte, ale dlatego że się przywiązuję. Poza tym czasami robisz po prostu błąd pozbywając się czegos, co w danej chwili ci nie odpowiada, a za chwile możesz zalować. Wolę schować, upchnąć.