Minimalizm w szafie, czyli mam co na siebie włożyć

fot. zalotka.pl

fot. zalotka.pl

Odkąd pamiętam, wyrzucam rzeczy. Jeszcze w domu rodzinnym bez skrupułów wyrzucałam wszystko, co wyprodukowano przed moimi narodzinami. Jeśli ktoś z domowników nie mógł czegoś znaleźć, winą obarczano mnie, bo na pewno wyrzuciłam. Oczywiście generowało to konflikty.

Z domu rodzinnego wyprowadziłam się do pustego mieszkania bez mebli. W ciągu dwóch lat 56 metrów kwadratowych zamieniliśmy z mężem w graciarnię. Przy kolejnej przeprowadzce na swój nieco większy już metraż zweryfikowaliśmy dobra, w które uposażono nas w domach rodzinnych. Ilość mikserów, czajników i szklanek zmniejszyła się do naszych potrzeb.

Nasze mieszkanie urządzamy wspólnie i powoli od kilku lat. Przyświeca nam zasada: lepiej nie mieć, niż zdecydować się na wersję tymczasową, której cechą immanentną jest trwałość. Mimo zamiłowania do minimalizmu, niechęci do kolekcjonowania oraz braku emocjonalnego przywiązania do pamiątkowych przedmiotów, nazbieraliśmy sporo szpargałów. Wciąż coś wyrzucamy, odsprzedajemy, oddajemy. Ilość klamotów może nas nie przerasta, ale na pewno przytłacza.

Generalne porządki dotknęły już łazienkę, biblioteczkę, kuchnię. Pozostało jedno miejsce pełne niepotrzebnych rzeczy – szafa.

Podjęcie decyzji o bezwzględnej redukcji ilości ubrań ma kilka powodów:

  • nie mam się w co ubrać na co dzień
  • jeśli mam, co założyć „na górę”, nie mam pasującego „dołu” lub odwrotnie
  • moje ubrania nie pasują do stylu życia, jaki obecnie prowadzę (za dużo ubrań biurowych)
  • chcę mieć tylko ciuchy, w których wyglądam dobrze
  • miejsce w mojej szafie zajmują ubrania, które noszę bardzo rzadko lub które miałam na sobie tylko raz.

Ostra selekcja

Minimalizm i użyteczność – taka ma być moja nowa szafa. W czasie ciąży ze względu na rosnący brzuch nosiłam kilkanaście rzeczy. To udowodniło mi, że odchudzona szafa nie oznacza codziennego stawiania tego dramatycznego pytania: w co się mam ubrać?! Paradoksalnie dużo łatwiej było mi łączyć ubrania w nowe zestawy, gdy miałam ich mniej.

Ograniczenie liczby ubrań jest postulatem tzw. capsule wardrobe. Z grubsza chodzi o to, że przez sezon (czyli przez trzy miesiące) nosi się np. 37 ubrań: topów, dołów, butów i odzieży wierzchniej. Nie wlicza się do tej puli bielizny, biżuterii, torebek, akcesoriów, odzieży sportowej, kostiumów kąpielowych oraz odzieży domowej. Licza 37 nie jest oczywiście jedyną możliwą – można założyć własną. Ja zaczęłam od 37.

Z pozoru może się wydawać, że 37 sztuk odzieży to mało. Według mnie nie. Stosując się do zasad capsule wardrobe otrzymujemy spójną i odzwierciedlającą nasz styl bazę. Różnorodność zapewnią buty, torebki, akcesoria. Więcej miejsca w szafie powoduje, że naprawdę widzę, co mam, a każda rzecz jest noszona. Czy ja już więcej nie powiem „nie mam się w co ubrać”? Raczej mi to nie grozi, bo wąskim gardłem jest jeszcze pranie, suszenie a nade wszystko prasowanie, którego nie cierpię.

Capsule wardrobe, czyli odchudzamy szafę

Krok 1: wszystko ląduje na podłodze

Najpierw wyrzuciłam wszystko z szafy. Absolutnie wszystko. Ciuchy, buty, torebki, dodatki, szaliki, strój narciarski. Wszystko.

Krok 2: sortowanie

Tę wielką górę rzeczy posortowałam na dwie kupki: do noszenia, do wyrzucenia. W moim przypadku rozdrabnianie się na podkategorie w stylu „może kiedyś” albo „oddam przyjaciółce” mogłoby skończyć się ponownym umieszczeniem w szafie w chwili słabości. Wszystko, co niemodne, nienoszone, zmechacone wylądowało w koszu.

Krok 3: uzupełnianie

Teraz pora na przejrzenie ocalałych z pogromu rzeczy i stworzenie listy zakupów. Na mojej znalazły się rzeczy absolutnie podstawowe! Podkoszulki, bluzki, szorty, jeansy. Ciekawe, że mam naprawdę dużo sukienek i spódnic.

Jak kupować?

Jak uzupełnić szafę, aby z powrotem jej nie zagracić? Przede wszystkim na zakupy trzeba się wybrać jak do warzywniaka, czyli z listą. Wielu może się  to wydać kuriozalnym pomysłem, bo przecież kupuję, co mi się podoba. Mnie ta taktyka zawodzi, ponieważ na zakupach zwykle wydaje mi się, że aby rzeczy, która mi się spodobała, nie mam do czego nosić i musiałabym kupić wszystko: od bielizny po torebkę. Oczywiście kończy się to odwieszenie ubrania na wieszak.

Zapanować nad tym chaosem można wybierając paletę kolorystyczną dla swojej garderoby. Nie oznacza to noszenia tylko dwóch kolorów. W palecie są 2-3 główne kolory, które urozmaicą 2-4 akcenty kolorystyczne. Wszystko ubezpieczą 2-3 kolory neutralne.

Drugą zasadą po planowaniu jest niekupowanie ubrań w sezonie. Dokładnie tak. Kupujesz je przed sezonem lub na posezonowych wyprzedażach. A więc wyposzczona dziewczyna co trzy miesiące rusza w miasto, aby kupić tylko to, czego potrzebuje. Cha, cha, cha! Zobaczymy, czy mi się uda ;-)

Czy to mas sens?

Mam wielką potrzebę porządkowania. Nie jest to obsesja zagrażająca otoczeniu, ale przyznam, że nie znoszę nadmiaru. Minimalizm capsule wardrobe przemówił do mnie od samego początku.

Zaskoczeniem była łatwość, z jaką przyszło mi rozstanie z nienoszonymi ciuchami, z których niejeden był ze mną od czasów liceum. Przewietrzenie szafy stało się nie tylko przenośnią, co faktem – teraz moje ubrania dyndają luźno, a nie wiszą po kilka na jednym wieszaku w przepełnionej szafie.

W capsule wardrobe chodzi jeszcze o jedno – kreatywność. A paradoksalnie dużo o nią łatwiej, gdy rzeczy jest mniej. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, kto nie jest mistrzynią w kompletowaniu outfitów. Dużą inspiracją jest Un-fancy – blog Caroline, która codziennie publikuje zdjęcia swoich strojów stworzonych na bazie 37 sztuk odzieży na dany sezon.

źródło: un-fancy.com

źródło: un-fancy.com

Komentarzy: 6

  1. Dagmarra
    18 kwietnia 2018 / 09:55

    Dwa lata zabierałam się za porządki w szafie i w końcu w tym roku mi się udało. Przyjęłam podobną zasadę porządków i ostatecznie zostały mi w szafie ubrania, które naprawdę lubię, a resztę posegregowałam. Te, które nie były zniszczone, ale nie chciałam ich nosić przekazałam na akcję Pomaganie przez ubranie, resztę na recycling.

  2. 21 stycznia 2017 / 16:22

    Capsule wardrobe to wg mnie podstawa. Sama zoptymalizowałam swoją szafę stosując zasadę 4 pór roku.

  3. efF
    5 maja 2016 / 19:54

    Bardzo mi się podoba ta idea, ale jak tylko się zabieram za czyszczenie szafy, to niczego nie mogę wyrzucić. A moja szafa pęka w szwach, więc porządek wskazany. Czy jeszcze się naawrócę na minimalizm?

  4. Kathy
    18 stycznia 2016 / 23:23

    Ja się nie potrafię pozbyć niektórych ciuchów. Mam je w szafie i sobie ich dotykam. Planuję, że je założę jeszcze kiedyś.

  5. Ciotka Żukor
    14 lipca 2015 / 00:29

    Do dziś nie rozumiem, dlaczego nie oddałaś przyjaciółce…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.