Wieczorna pielęgnacja, czyli mój rytuał

fot. Pixabay.com

fot. Pixabay.com

Ten rok jest dla mnie momentem, gdy baczniej przyglądam się swojej skórze. Drugie dziecko wprowadziło w nasze życie mnóstwo uśmiechu, ale zabrało nam resztki snu wykraczające poza minimum niezbędne do egzystencji. To musiało się odbić na mojej cerze – opuchnięte oczy, poranne poduszeczki pod oczami, problemy z cerą. Oczywiście, to nie wina dziecka, że jem nieregularnie i lubię drugą lampkę wina na wieczór, ale na kogoś trzeba zrzucić – powiedzmy, ze dziecko było katalizatorem tych niekorzystnych zmian, a mnie zabrakło siły, aby się przeciwstawić tym pokusom.

Po wprowadzeniu zasad zdrowego żywienie i picia, dokonałam inspekcji swojej skóry. Codziennie to robię przed lustrem, ale zwykle się to kończy westchnieniem i oddaleniem się do obowiązków. Nadeszła jednak pora na działanie.

Resztki wczorajszego makijażu o poranku

Odkryłam, że rano mimo wieczornego demakijażu gdzieś tam mogę znaleźć resztki tuszu do rzęs, a wacik, którym przecieram twarz jest lekko beżowy. A więc niedomyty podkład.

Początkowo szukałam produktu do mycia twarzy, który będzie bardziej skuteczny od posiadanych kosmetyków, ale zamiast – zgodnie z moim minimalistycznymi przekonaniami – ograniczyć liczbę produktów, tylko ją powiększyłam.

Pielęgnacja w wersji azjatyckiej

Nie jest tajemnicą, że Azjatki mają obsesję na punkcie swojej cery. Koreanki zaś pielęgnują ją niemal z czcią. I od nich należy się uczyć. Mój wieczorny rytuał trwa dłużej niż poranne przygotowanie się do wyjścia. Rano makijaż zajmuje mi 5-7, może 10 minut. Wieczorne pielęgnowanie się trwa niemal kwadrans. Nie zostawiam go więc na ostatnią minutę przed pójściem spać.

Przeczytaj o 10 krokach koreańskiej pielęgnacji.

Co mi zajmuje tyle czasu? Dokładne oczyszczenie skóry. Rozłożyłam je na etapy.

Krok 1: demakijaż (olejek, ręcznik, żel)

Od kosmetyków do makijażu oczekujemy, że wytrwają w niezmienionej postaci na twarzy przez cały dzień. Jest jednak druga strona medalu – demakijaż i to zwykłych produktów, nie wodoodpornych, musi potrafić „rozpuścić” te składniki odpowiedzialne za integralność i trwałość podkładu do twarzy czy cieni do powiek. To „rozpuszczenie”, czyli takie poluzowanie produktu, jakby odklejenie go od twarzy powinno być jak najdelikatniejsze. Tarcie wacikiem nie wchodzi w grę jako codzienna pielęgnacja. Najlepszy jest olejek do demakijażu i następujący po nim okład z ręcznika do twarzy namoczonego w gorącej wodzie.

O stosowaniu olejku i olejowej metodzie demakijażu już pisałam. Wtedy jednak nie wiedziałam, czy zmywać ten olejek, czy nie. Teraz już wiem – zmywać, nawet przy suchej skórze. Pierwszy jest więc olejek, potem okład z gorącego ręcznika, a dopiero po nim żel do mycia twarzy, który usuwa „roztopiony”makijaż oraz olejek.

Krok 2: oczyszczenie (płyn micelarny)

Kolejny krok może się wydawać zbędny, ale on właśnie daje tę pewność i uczucie całkowitej czystości – płyn micelarny. Usuwa wszelkie pozostałości, ale ja głównie koncentruję się na oczach. Nasączone płatki kosmetyczne nakładam na powieki i lekko dociskam przy rzęsach. Jeśli wykażecie się cierpliwością, pozostałości tuszu do rzęs zejdą za jednym pociągnięciem, jak tłuszcz z brytfanny w reklamie. Drugie pociągnięcie jest potrzebne już wtedy jedynie do wyczyszczenia dolnej powieki.

Krok 3: nawilżanie (maska, serum, krem, olejek)

Teraz zaczyna się zabawa, czyli właściwa pielęgnacja. Choć dziś uważam, że każdy demakijaż – a już na pewno w takim wydaniu, jak opisany powyżej – powinien być traktowany jako pielęgnacja.

Co dalej, zależy już od potrzeb. Może być, ale nie musi maseczka nawilżająca (nakładana pędzelkiem, mmm…, co za przyjemność) lub olejek do twarzy, potem serum, a na końcu krem. Coraz częściej sięgam po kilka kropli olejku do twarzy, aby rozmasować czoło, skórę wokół żuchwy czy szyję. Nie używam obecnie żadnego kremu pod oczy, ponieważ dwa ostatnie powodowały pieczenie oczu, co było nie do wytrzymania i nigdy wcześniej mi się nie przytrafiło.

Czy to zatyka pory?

Mimo iż moja wieczorna pielęgnacja jest rozbudowana, to na tle azjatyckich jutuberek, które dodatkowo używają przeróżnych specyfików do konturowania czy wybielania twarzy oraz gadżetów do masowania, jest raczej podstawowa, choć oparta o metodę warstwowego nakładania produktów.

To pytanie musi paść – czy taka ilość kosmetyków nie powoduje zatykania porów i powstawania wyprysków? Nie, u mnie nie. Myślę, że kluczem do sukcesu nie jest tu tylko marka kosmetyków, ale także sposób ich aplikacji i przechowywania. Dbam o czyste ręce, zanim zacznę demakijaż, używam codziennie czystego ręcznika. Kosmetyki mają niewielką styczność z rękami: nakładam je na wacik, odmierzam dozę za pomocą aplikatora, wyciskam z tubki, wreszcie – nakładam szpatułką.

Same kosmetyki nie muszą oczywiście pochodzić z jednej serii, żeby nawzajem się uzupełniały. Na pewno nie sprawdzą się produkty wielozadaniowe. Mój krem do twarzy zawierza właściwie jedynie kwas hialuronowy i witaminę C – to całkowicie wystarcza. Bogatsza konsystencja i skład zaczęły mnie uczulać, co wcześniej nigdy nie miało miejsca. A więc jest w tym prostota i minimalizm, choć na pierwszy rzut oka cała ta pielęgnacja wygląda na bizantyjski przepych i przerost formy nad treścią.

Komentarzy: 7

  1. Anthea
    2 czerwca 2016 / 22:52

    Skóra Azjatek, tudzież Koreanek pod wpływem słońca robi się zielonkawa. Dlatego kapelusze i długie rękawy ????

  2. R_5
    1 czerwca 2016 / 22:53

    To prawda. My się bardziej skupiamy na makijażu niż na pielęgnacji, a na demakijażu to już w ogóle. Ja myje twarz mydłem.

  3. RenIShi
    1 czerwca 2016 / 11:08

    Koreańska pielęgnacja jest rzeczywiście bardzo rozbudowana i masz rację że twoje kosmetyki są tylko ułamkiem tego co robią Koreanki i Azjatki w ogóle. Trzeba przyznać też że nacisk kulturowy na kobiety wschodnie jest dużo większy niż na nas. One muszą mieć jasną nietkniętą słońcem cerę. Widać to dobrze jak się popatrzy na jakąkolwiek wycieczkę z Azji – długi rękaw, kapelusz z ogromnym rondem i takim materiałem na karku, parasole, ciemne okulary, szale – żaden kawałek skóry nie wystaje, bo mógłby się opalić.

  4. Zalotka.pl
    1 czerwca 2016 / 08:31

    Tak, to dobry sposób. Olejek można dodać także do podkładu i wtedy skóra wygląda na bardzo promienną i świeżą.

  5. Ciotka Żukor
    31 maja 2016 / 22:52

    Gdy używałam olejku do wieczornego masażu bezpośrednio na umytą twarz, zauważyłam problemy z zatkanymi porami i zaskórniki. Za namową Radzkiej, dodaję kroplę olejku do wieczornego kremu i jest super :) Więc polecam :)

  6. Zalotka.pl
    31 maja 2016 / 20:29

    Te do oczyszczania zwykle wszystkie. Czasami kończę tylko olejkiem, albo tylko kremem. Staram się jednak dobrze oczyszczać twarz codziennie.

  7. ClaudaCo
    31 maja 2016 / 19:46

    Rzeczywiście ciut dużo tych kosmetyków. Zawsze stosujesz wszystkie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.