Wpadł mi w ręce mocno reklamowany regenerujący balsam do ciała Nivea SOS. Używam od jakiegoś czasu i jestem zadowolona.
Po pierwsze: zapach. Do kosmetyków Nivea mam dwojaki stosunek. Z jednej strony lubię ten ich rozpoznawalny zapach, kojarzący się z dzieciństwem i troskliwą opieką, która wyrażała się w grubej warstwie kremu na policzkach. Z drugiej – tenże zapach mnie drażni swoją wszędobylskością. W regenerującym balsamie dodano olejek z nagietka, więc balsam Nivea nie pachnie tradycyjnym kremem Nivea. Idźmy dalej.
Po drugie: konsystencja. Po kosmetyku dla bardzo suchej skóry spodziewałam się ciężkiej, bogatej formuły, a tu całkiem leciutki balsamik. Moja skóra dobrze go wchłania, ale muszę zaznaczyć, że zdecydowanie nie jest to bardzo sucha skóra. Swoją drogą wydaje mi się, że bardzo sucha skóra to stan przejściowy. Aby ją nawilżyć, trzeba się chyba zdać na apteczną kurację. Ta „bardzo sucha skóra”, podobnie jak „bardzo wrażliwa”, to chyba marketingowe sprawki.
Cena: ok. 15 zł za 200 ml
A tak w ramach ciekawostki:
SOS to sygnał wzywania pomocy. Od 1905 roku trzy krótkie sygnały, trzy długie i znów trzy krótkie (alfabet Morse’a) stały się międzynarodowym sygnałem. Dopiero później rozwinięto skrót do: Save Our Souls (ang. ratujcie nasze dusze) lub też Save Our Ship (ang. ratujcie nasz statek). Tym sposobem pomocy wzywał Titanic, jego bliźniacza siostra Britannic, która wpadła na minę czy Lusitania, którą podczas pierwszej wojny światowej storpedowała niemiecka łódź podwodna. A najbardziej chyba wzrusza i żeglarzy, i szczury lądowe historia Mony.
do niezorientowanego komentującego przede mną
„trzy krótkie sygnały, trzy długie i znów trzy krótkie” to właśnie te Twoje „trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki”…
echh, dzieci…
No cóż z Morse’em się nie zgadzam.
S: Trzy kropki
O: Trzy kreski
S: Trzy kropki