Gdy nadchodzi lato, zwykle rezygnuję z cieni do powiek. W tym roku jednak nie rozstaję się z kremowym cieniem w kolorze brzoskwiniowym.
Od dawna nie używałam cieni w kremie czy – jak to smaczniej nazywają producenci – w musie. Zapamiętałam je jako ciężkie, lepiące powiekę mazidła, które po kilku godzinach zbierały się w załamaniach skóry. Cóż, nie można się zrażać. Kremowym cieniom dałam drugą szansę i nie wiem, czy przypadkiem nie zostanę z nimi na stałe.
Cienie Pupa Vamp są pakowane pojedynczo w słoiczki. Najwygodniej nakłada się je palcem, więc nie wiem, jak za kilka tygodni będę je wygrzebywać z tego wąskiego opakowania. Na razie nie martwię się na zapas.
Cień ma konsystencję jak cienie prasowane, nie osypuje się podczas nakładania; rozciera się jak kremowy odpowiednik, ale nie ma tego uczucia ciężkiej powieki. Cień łatwo łączy się z cieniami prasowanymi i jest trwały, tzn. przetrwał w nienaruszonym stanie na powiece cały dzień.
Cienie występują w 12 kolorach i są limitowaną edycją. Teraz noszę Apricot, a skuszę się jeszcze na ciemny Twilight do smoky eye.
Cena: ok. 40 zł ale taniej kupisz je w internecie
Dziękuję i zapraszam! :-)
Świetny blog, będę zaglądać częściej!;-)