Kluczem do idealnie gładkiego ciała jest peeling i nawilżanie. Zalotka znalazła bardzo dobry i niedrogi produkt do złuszczania naskórka – peeling cukrowy do ciała z serii Fitness Line od Bielendy.
Peeling Bielendy zawiera kryształki cukru trzcinowego – naprawdę duże. To nie jest peeling podobny do tych w tubach, które w kremowym płynie pod prysznic mają dwa ziarnka peeelingujące na krzyż. Te kryształki cukru dokładnie złuszczają i wygładzają skórę.
Z uwagi na zawartość cukru trzeba chronić produkt przed wilgocią, aby się nie… rozpuścił.
Poza cukrem w peelingu można znaleźć m.in. ekstrakt z kakaowca, który redukuje tkankę tłuszczową (swoją drogą ciekawe, w jakich ilościach trzeba by go zastosować, żeby leżeć, pachnieć i chudnąć) oraz olej macadamia, który chroni przed utratą wilgotności.
Peeling ma zapach grejpfruta, jak cała seria. Jeśli Zalotka miałby się do czegoś przyczepić, to właśnie do zapachu. W połączeniu z innymi składnikami peelingu oraz jakąś szczątkową acz widoczną z daleka informacją na wieku o tym, że produkt jest z serii „Smak piękna – Czekolada” (skąd u licha ta czekolada?!), pozwala się spodziewać jakiejś nieziemsko przyjemnej woni. A tu tak jakoś niespecjalnie – Zalotka sama nie wie czy przyjemnie pachnie, czy nie.
Mimo to Zalotka poleca.
CZy juz ktos wyprobowal ten peeling…?….czy warto go kupić?…Ile kosztuje?