W serii wpisów Próbki recenzuję pojedyncze spotkanie z kosmetykami, które sprawdziłam zaledwie 2-3 razy. Zwykle na tyle aplikacji wystarcza saszetka. Tym razem mam pod ręką próbki Clochee. Większość dostałam podczas sporych zakupów w jednym ze sklepów i po długiej rozmowie z ekspedientką, która miała podobną cerę do mojej.
Clochee to marka ekokosmetyków z „wyselekcjonowanych składników naturalnych oraz z certyfikowanych surowców organicznych”. Ich opakowania są biodegradowalne i nadają się do recyklingu. Wielkim zaskoczeniem dla mnie było odkrycie, że jest to… polska firma! Stworzyły ją Daria Prochenka i Justyna Szuszkiewicz, które wprost mówią, że chciały spełnić swoje wygórowane wymagania, bo „dbanie o ekologiczną naturę produktów nie wyklucza estetycznych doznań”. Moje potrzeby są podobne.
Wygładzający olejek do mycia twarzy i demakijażu
Olejki do demakijażu to jest mus w mojej pielęgnacji. Pierwszy był Go Cranberry, następnie Bielenda, potem Resibo, źle przeze mnie przyjęty Evree, od kilku dni mam olejek Vianek. Lubię także balsamy do demakijażu: Clinique oraz Be.Loved.
Olejek jest elementem mojej wieczornej pielęgnacji. Rano jednak nie oczyszczam skóry w ten sposób. Moja wieczorna pielęgnacja w najbardziej rozbudowanej wersji wygląda tak:
Olejek Clochee składa się w 100% z naturalnych składników. Zawiera m.in. oleje ze słodkich migdałów oraz sezamowy. To najlżejszy i najbardziej wydajny ze wszystkich olejków, jakie miałam. W porównaniu do Vianka nie jest tak gęsty. Na cały demakijaż wystarcza niewielka ilość wylana na środek dłoni. Jak każdy olejek wymaga zmycia kosmetykiem na bazie wody.
Przeznaczony jest do każdego typu skóry. Polecam szczególnie cerom wrażliwym, skłonnym do przesuszenia. Jego lekkość i wydajność może przekonać także osoby z cerą tłustą.
Cena: 92 zł za 250 ml w pompce
Antyoksydacyjne serum olejowe z witaminą C
Ten produkt na pewno kupię. Producent pisze o nim tak: „Rozjaśnia przebarwienia i wyrównuje koloryt skóry. Pięknie rozświetla i nadaje skórze blasku”. To prawda. Serum widocznie rozjaśnia skórę od pierwszego użycia. Mam piegi, ale nie mogę ich pomylić z pierwszymi dwoma przebarwieniami, które pojawiły się na mojej buzi. Serum z witaminą C jest produktem, o który chciałam wzbogacić swoją pielęgnację. Mam skórę reaktywną, która często się czerwieni. Serum jest kosmetykiem stosowanym przed kremem, więc ryzyko niepożądanej reakcji jest wysokie. Serum Clochee doskonale się „porozumiało” z moją buzią. Zresztą to produkt dla cery naczyniowej i wrażliwej.
Serum zawiera ekstrakt z róży pomarszczonej (wysokie stężenie witaminy C), który „sprzyja rozjaśnieniu plam pigmentacyjnych” i „stymuluje syntezę kolagenu”. W składzie znajdziemy także olej ze śliwki, fitosterole roślinne, kwas linolowy Omega-6, który ma mieć gojące działanie zwłaszcza dla cery trądzikowej.
Serum, podobnie jak olejek, jest bardzo wydajne. Skóra po nim mocno się świeci, ale jest to bardzo przyjemny widok i uczucie na twarzy. Nie wchłania się szybko, albo ja zastosowałam zbyt dużą ilość. Gdy będą miała już swój produkt, na pewno sprawdzę dosłownie jedną, dwie krople pod makijażem.
Cena: 145 zł za 30 ml
Rozjaśniająco-energetyzujący krem pod oczy
Krem z kofeiną, a więc ma działania zmniejszające opuchnięcia pod oczami. Ma także działanie rozjaśniające cienie pod oczami. Odpowiedzialna za to jest strelicja biała: ” jedyna znana roślina posiadająca zdolność rozkładu bilirubiny została wykorzystana do rozjaśniania okolic oczu, pociemniałych w wyniku rozpadu hemoglobiny”.
Niezwykle lekka, ale nie wodnista formuła sprawia, że kosmetyk łatwo się nakłada. Krem szybko się wchłania. Na opuchnięcia pod oczami wpływ ma niewielki, ale zauważyłam rozjaśnienie. Ciekawa jestem jego skuteczności przy dłuższym stosowaniu.
Cena: 129 zł za 15 ml w pompce
Lekki krem nawilżająco-rewitalizujący
Dobry krem nawilżający – tak mogłabym go podsumować. Krem z mojej próbki nałożyłam na serum. Kosmetyki dobrze ze sobą współpracowały. Skóra przez cały dzień pozostała dobrze nawilżona i miękka. Krem nie zostawia żadnej warstwy na buzi i świetnie nadaje się pod makijaż. Jest lekki, gładko się rozprowadza, szybko wchłania i pięknie pachnie.
Zawiera ekstrakt z róży damasceńskiej (spokojnie, jej zapach nie dominuje woni kremu) i „komórki macierzyste jabłka”, co mi absolutnie nic nie mówi, ale ponoć ten składnik „wspiera procesy odnowy komórkowej”, przez co „spowolnia proces tworzenia się zmarszczek i zapobiega starzeniu się skóry”.
Krem ma lekką konsystencję – docenią go osoby z cerą mieszaną lub tłustą. Ja mam skórę skłonną do przesuszeń i jestem zadowolona z poziomu nawilżenia, jaki daje krem Clochee.
Cena: 119 zł za 50 ml w pompce